Podczas Twojego występu o „Mury” i „Obławę” dopominała się młodzież, która kartki na mięso czy ZOMO zna jedynie z opowieści. Czyżby te pieśni naprawdę się nie zestarzały?
To nie są tak naprawdę piosenki antykomunistyczne. Podobnie jak większość utworów Wysockiego są to utwory upominające się o wolność i godność jednostki. Komunizm jako system wyjątkowo prześladujący jednostkę nie jest monopolistą. Kiedy się śpiewa o murach czy młodych wilkach, to są to utwory na każdą pogodę. Już 25 lat śpiewam te rzeczy regularnie i zainteresowanie nimi w pewnych środowiskach przechodzi z ojca na syna.
Ale na taki koncert plenerowy w Rynku nie przychodzą sami kontestatorzy…
Z takimi koncertami jak dzisiaj to nigdy nie wiadomo, gdyż jest to przypadkowa publiczność. Więc jeśli to brzmi po prostu jako propozycja muzyczna, tym bardziej jestem zadowolony. Wolę jednak koncerty zamknięte dla 300-400 osób, gdzie mam pełną kontrolę nad publicznością, a ona ma łatwiejszy dostęp do tekstu, który jest przecież tu najistotniejszy. Łatwiej mi się wtedy skupić.
Od wielu lat mieszkasz w Australii. Jakie jest Twoje najcieplejsze wspomnienie związane z Wrocławiem?
Szczególnie pamiętam 1980 rok, kiedy z Przemkiem wygraliśmy Przegląd Piosenki Aktorskiej, nie będąc aktorami. Śpiewaliśmy wtedy „Epitafium dla Wysockiego” i „Epitafium dla Jesienina”, gdzie padały niewygodne sformułowania o Rosji. Po latach spotkałem Andrzeja Szczepkowskiego – wówczas przewodniczącego jury, który mówił mi, jakie oni mieli wtedy kłopoty z cenzurą i innymi „czynnikami”. Dzięki temu wydarzeniu nabrałem takiego oddechu wolności… Z tego też czasu datują się moje szczególne znajomości: z Dorotą Pomykałą czy Bogusiem Lindą – wszyscy byliśmy bardzo młodzi. Te czasy już nie wrócą…
Adam Wiatr
"Gazeta Wyborcza" (wyd. wrocławskie) nr 168, 2000r., s. 9.
Nadesłała: Ewa