Jak dwukrotnie rozwieść się, wyjść z pijaństwa i zostać człowiekiem szczęśliwym opowiadał legendarny bard Solidarności.

Jacek Kaczmarski gościł na Zamku Piastów Śląskich w Brzegu w niedzielny wieczór 25 listopada br. Było to prawdziwe wydarzenie w skali naszego miasta. Publiczność dopisała, choć organizatorzy – Stowarzyszenie literacko – muzyczne „U studni” do ostatniej chwili nie byli pewni frekwencji. Bo czy bard – legenda Solidarności, stanu wojennego i potem emigracyjnych losów wielu Polaków, jest w stanie dziś z równą mocą elektryzować swoją publiczność, co jeszcze 20 – 25 lat temu? Sala koncertowa wypełniła się mimo deszczowej i chłodnej aury na dworze.

Okazuje się, że siła jego talentu jest ciągle równa sile jego głosu – wypełniającej szczelnie niemal całą przestrzeń zamkowych wnętrz – oraz wrażliwości emocjonalnej, z jaką podchodzi do każdego swojego koncertu, do każdego spotkania z publicznością i przekazu, jaki do niej kieruje.

Jacek Kaczmarski – ten wielki bard współczesnego polskiego romantyzmu jest postacią, która od 25 lat wielkością swojej poezji śpiewanej kieruje do publiczności przesłanie dające się zamknąć w prostym stwierdzeniu: nic was nie zwalnia od obowiązku samodzielnego myślenia.

Nie zamierzam swoim śpiewaniem niczego za społeczeństwo załatwić – powiedział nam po koncercie. – Nie będę za społeczeństwo czynić żadnych gestów, ani aktów, nie będę także mówić, co trzeba zrobić. Ja śpiewam, piszę bo muszę, to przychodzi z zewnątrz.

Jego najnowsza płyta to „Dwie skały”. Utwory z tej płyty w całości zaprezentował w pierwszej części koncertu, w drugiej części nie zabrakło starszych, uniwersalnych i ponadczasowych ballad i piosenek. Tak więc był „Warchoł”, „Głupi Jasio”, „Nasza klasa”, „Czerwone morze”, „Azyl”, „20 – lat później” – napisana z okazji 20 rocznicy Solidarności, „Topielica i wodnik”, ale były także „Źródła” i „Obława”

Dlaczego przed strachem chowamy się w miłość? – pyta Jacek.

W tej twórczości jest wszystko: miłość i pogarda, strach i odwaga, rozpacz i zachwyt, realność i fantasmagoria. Z wirtuozerią gra na naszych uczuciach, porusza nasze kompleksy, czasem bóle i rany, a czasami wznosi na wyżyny tkliwej i żarliwej tęsknoty za nieosiągalnym. Dzieje się tak zarówno w sferze egzystencjalnych przeżyć, jak i przeżyć społecznych, historyczno -politycznych zjawisk, które skutkują na dzisiejsze nasze życie.

Ani postać Jacka Kaczmarskiego, ani jego legenda, ani jego twórczość nie są dla wielu ludzi pokolennia Sierpnia 80 zjawiskiem, obok którego można przejść obojętnie. Dla wielu jest częścią młodości, wyrazicielem pokolenia, sztandarową postacią pokolenia stanu wojennego.

On sam jednak przekuwa się z powodzeniem w swojej twórczości w dzieła ponadczasowe i uniwersalne, choć tak jak nasi najwięksi romantycy śpiewa i tworzy w zasadzie głównie dla Polaków. W nowej płycie umieszcza pieśni, które dają się przełożyć i co za tym idzie stać się zrozumiałymi dla szerokiego świata. Na szczęście artysta nie powiedział jeszcze ostaniego słowa w sensie artystycznym. Wprawdzie ciągle czerpie ogromnymi garściami z dorobku narodowej i europejskiej kultury, to jednak fakt, że osiadł w ostatnich latach w Australii sprawił, że jego najnowsze dzieła z większą pasją dotykają spraw egzystencjalnych i tak po ludzku zwykłych.

"Kurierze Brzeskim" nr 48, 2000r.

Podziękowania dla redakcji „Kuriera Brzeskiego” za zgodę na publikację wywiadu na stronie.