rozmowa z Jackiem Kaczmarskim (18 X 1987)
W świadomości wielu młodych Polaków funkcjonujesz Jacku jako swoista żywa legenda. Powiedz proszę kim jest obecnie i czym się zajmuje Jacek Kaczmarski, oczywiście poza pisaniem i komponowaniem.
Oczywiście pracą w radiu „Wolna Europa” – jest to 8 godzin dziennie czytania polskiej prasy, słuchania polskiego radia (czego nie robiłem żyjąc w Polsce), oglądania radzieckiej telewizji, co często jest ciekawsze od oglądania niemieckiej telewizji, zwłaszcza w okresie pierestrojki, do której jednak mam stosunek bardzo sceptyczny, jakkolwiek to co się dzieje, co się kotłuje w ZSRR jest fascynujące i jest bliskie moim zainteresowaniom.
Pracę w radiu podjąłem dlatego, że jest to z jednej strony jedyna chyba na Zachodzie możliwość zachowania kontaktu z tym co się dzieje w Kraju, a z drugiej – było to spowodowane jakby instynktem samozachowawczym; ponieważ jeździłem po świecie i dawałem koncerty na rzecz „Solidarności” i zdarzyło się, że zostałem po prostu oszukany. Pomyślałem sobie, że a nuż coś stanie i okaże się nagle że Kaczmarski jest niepotrzebny. Tak więc sformalizowałem swój kontakt z Polską, jednocześnie opowiadając się jednoznacznie po jednej ze stron.
A poza tym jestem człowiekiem który bardzo lubi żyć, tzn. spotykać się z ludźmi, pić, bawić się, tańczyć… nie, tańczyć nie lubię, itd. Spędzać po prostu czas z ludźmi. I z tego wolnego czasu który przeznaczam na rozrywki i z czasu który jest wymagany przez moją pracę, wyrywam godziny na to żeby pisać i śpiewać.
Spotykamy się na moment przed Twoim odlotem do Australii. Czy będzie to wyłącznie tournee artystyczne?
Dokładnie to było pomyślane tak; półtora roku temu, kiedy byłem na tournee po Australii i Nowej Zelandii, wymyśliliśmy sobie z ludźmi z tamtejszej „Solidarności”, że ponieważ przyjeżdża wielu artystów estradowo-kabaretowych z PRL-u, żeby też przedstawić coś z tzw. kultury alternatywnej, niezależnej. Z tego co mi mówili organizatorzy, wizyty polskich piosenkarzy, artystów kabaretowych pozostawiły pewien niedosyt, ponieważ mówiono stare kawały o Urbanie, Krasińskim itd., ale to jakby ludzi nie obchodzi, zwłaszcza najnowszej emigracji. I dlatego tam jadę. Nie dlatego żeby wypełnić jakąś lukę, ale wydaje mi się że mogę powiedzieć to, czego tamci nie mogą powiedzieć, albo nie umieją.
W ogóle leży w Twoim zwyczaju odwiedzanie środowisk polonijnych…
Tak, robię to od siedmiu lat, z coraz większym trudem, bo już sił nie starcza, ale sprawia mi to przyjemność i jest to jakby jedyny rodzaj mojego odprężenia po pracy.
Wyjeżdżam na parę tygodni, czy to jest Skandynawia, czy Ameryka, Afryka czy Australia gdzie spotykam i poznaję ludzi i śpiewam im to co mam do powiedzenia.
Ostatnie miesiące zaowocowały wieloma nowymi utworami, wieloma tekstami, także nową kasetą. Jest wśród nich „Podwórko (Mury’87)”. Wspomniałeś w rozmowie telefonicznej, iż ballada ta powstała jako odpowiedź tym wszystkim, którzy wykorzystywali i zmieniali Twoje „Mury”. Czy mógłbyś coś więcej na ten temat powiedzieć?
Tak. Ja „Mury” napisałem w 1978 r. jako utwór o nieufności do wszelkich ruchów masowych. Usłyszałem nagranie Luisa Llacha i śpiewający, wielotysięczny tłum i wyobraziłem sobie sytuację – jako egoista i człowiek, który ceni sobie indywidualizm w życiu – że ktoś tworzy coś bardzo pięknego, bo jest to przepiękna muzyka, przepiękna piosenka, a potem zostaje pozbawiony tego swojego dzieła bo ludzie to przechwytują. Dzieło po prostu przestaje być własnością artysty i o tym są „Mury”.
I ballada ta sama siebie wywróżyła, bo z nią się to samo stało. Stała się hymnem, pieśnią ludzi i przestała być moja; np. sygnałem Radia „Solidarność” stał się refren, który w moim tekście umieszczony był w cudzysłowie. Trudno, tak się zdarza. Ale po pewnym czasie, po kilku latach emigracji, po tym co z mojego punktu widzenia dzieje się w Polsce, po pewnego rodzaju apatii, którą widzę i rozumiem, po mojej znajomości Warszawy, wreszcie po mojej znajomości malarstwa moich znajomych, którzy się zajmują tym niemal fizycznym rozkładem Polski, ociekaniem, rozpływaniem się ścian, odpadaniem tynków, psuciem się zamków, no po prostu namacalnym gniciem materii i życia, napisałem „Mury’87”, które są jednocześnie dyskusją z moją poprzednią piosenką. No i takim psikusem (na który, jako autor obu tekstów mogłem sobie pozwolić) w stosunku do ludzi, którzy zrobili sobie z tego hymn, zmieniali słowa, że murów nie ma, że pójdziemy, wygramy, zdobędziemy… Wydaje mi się że trzeba pójść, zdobyć, wygrać, a nie śpiewać o tym. Poza tym, no co się okłamywać, „Podwórko” jest przeciwieństwem „Murów”.
Skoro mowa o Twoich najnowszych dokonaniach, „zareklamuj” może swój ostatni program pt. „Kosmopolak”.
Te utwory które są na kasecie to piosenki napisane jakby wokół tematu programu, gdyż osią programu jest poemat dygresyjno – satyryczny, który zacząłem dwa lata temu w Kalifornii pisząc „Widzenia na temat końca świata”. A teraz jest to rodzaj pamiętnika pisanego wierszem we frazie bliskiej twórczości Bruno Jasieńskiego, którego wielbię, o moich przeżyciach emigracyjnych. Poemat jest niedokończony, więc nie wiem kiedy zostanie opublikowany. Część ukazała się drukiem („Puls” 21-23), część była na antenie, ale całości jeszcze nie ma.
Czyli, gdy ukończysz poemat, program zafunkcjonuje jako całość…
Mam nadzieję. Samo pojęcie „kosmopolak” wzięło się z twórczości literata, publicysty powojennej emigracji Andrzeja Bobkowskiego (zmarł w 1974 r.), któremu marzyło się, żeby Polak mógł funkcjonować na Zachodzie jako normalny obywatel świata. Stąd ta zbitka słów, jest to jego pomysł. Mój program jest o tym dlaczego jest to niemożliwe, a jednocześnie bardzo bym chciał, żeby to było możliwe. Program jest o wszystkich ograniczeniach, które spotykają Polaka wyjeżdżającego i przebywającego na Zachodzie, który nie może wyzwolić się ze swoich obciążeń kulturowych, które jednocześnie stanowią jego potworne wady, a z drugiej strony jedyną dla świata zaletę, jakąś wartość, której on nie umie wykorzystać. Wartość tego, że żyje się na styku kultur (Zachodniej i Sowieckiej) i ma się kolosalną wiedzę na temat tego czym jest komunizm, czym jest Rosja, a nie umie się jej przekazać ludziom żyjącym w wolnym świecie.
Są to oczywiście duże słowa i piosenki dotykają tylko tych problemów, jednak jest to ich główna myśl; od utworu „Bajka” do piosenki „Przeczucie (Cztery pory niepokoju)” – że coś w nas siedzi czego nie umiemy nazwać, a co jest naszym lękiem przed światem.
Powiedz coś o Twoich zainteresowaniach muzycznych i niemuzycznych.
Jestem człowiekiem który odpoczywa przy muzyce klasycznej, po prostu kocham tę muzykę. Mozart, Bach, Monteverdi – to jest muzyka którą żyję. Może dlatego moje utwory są takie elementarne w swej harmonii; że to co używam do swoich piosenek to są fragmenty najprostszych utworów klasycznych kompozytorów. Nie jestem muzykiem, dlatego wykorzystuję muzykę jako tło do moich tekstów które uważam za ważniejsze.
Być może gdybym współpracował na stałe z kompozytorem z prawdziwego zdarzenia jakim jest Zbyszek Łapiński to byłyby to piosenki „całą gębą”, a tak to są tylko moje monologi.
A poza muzyką – no cóż… Uwielbiam po prostu korzystać z tego co mi zostało dane, tzn. czerpać z tego co daje świat, podróże, ludzie, alkohol… No życie, żywioł… Korzystając z życia patrzę na to z perspektywy Kosmopolaka, albo Polaka i obserwuję to sam u siebie i staram się na ten temat pisać.
Czy zechciałbyś podzielić się z nami Twoimi planami na przyszłość?
Marzę o tym żeby „wylądować” w Australii, ponieważ liczę na to że tam dostanę pracę na uniwersytecie jako wykładowca literatury rosyjskiej i słowiańskiej. Nie wiem czy jest to jeszcze aktualne… Półtora roku temu moje osobiste układy nie pozwoliły skorzystać mi z tej propozycji co nie przeszkodziło mi marzyć o Australii.
Są to więc moje plany i marzenia jednocześnie. Jeżeli to nie wyjdzie to będę dalej pracował w radiu i będę uchwytny w Monachium.
Co chciałbyś na koniec powiedzieć czytelnikom niezależnej prasy studenckiej w Polsce?
To co mówiłem już parę razy ludziom reprezentującym prasę niezależną w Polsce – bez skutku zupełnie. Moim idealnym wyobrażeniem byłoby to żeby mnie traktowano jako człowieka który pisze, śpiewa, ale reprezentuje w y ł ą c z n i e s i e b i e.
W momencie kiedy przypisuje się mnie do określonego pokolenia, do mitologii „Solidarności”, do mitologii narodowej, wyzwoleńczej, to z mojego punktu widzenia fałszuje to obraz moich piosenek, bo one nie są o kimś tylko są o mnie – jak ja o tym myślę i jak ja to widzę. One nie walczą pod żadnym sztandarem. Jeżeli ktoś się z tym identyfikuje – to dobrze, ale to nie znaczy że one są dla niego, one są o mnie.
W związku z tym bardzo bym chciał żeby ludzie odbierający mnie w kraju wiedzieli, że jest to wyraz moich przemyśleń, moich lektur, moich wątpliwości.
Serdecznie dziękuję za rozmowę!
Rozmawiał: Adam Laskowski
Powyższa rozmowa miała miejsce na lotnisku we Frankfurcie nad Menem 18-go października 1987 roku. Wywiad w formie jak wyżej ukazał się w piśmie INDEKS wydawanym wspólnie przez NZS trzech krakowskich uczelni (AR, PK i WSP).
Także NZS AGH w swoim piśmie GWAREK zamieściło obszerne jego fragmenty, zaś redaktorzy krakowskiego pisma młodej inteligencji PROMIENIŚCI na podstawie dźwiękowego zapisu opracowali znacznie obszerniejszą wersję wywiadu i opublikowali pod tytułem: „Nie walczę pod żadnym sztandarem”.
Wywiad nie był autoryzowany przed publikacją.
Adam Laskowski
"Indeks", 1997r.
Nadesłał Adam Laskowski