Tak, tak, to nie pomyłka! W „Dialogu” Jacek Kaczmarski gościł już dwukrotnie. Poniżej rozmowa jaką przeprowadził z artystą w maju Zdzisław Garczarek.
Kiedy 10 lat temu powróciłeś z emigracji, zagrałeś szereg gorąco przyjętych przez publiczność koncertów. Wydawało się, że to powtórne narodziny Kaczmarskiego w Polsce. Ty jednak po pewnym czasie zdecydowałeś się ponownie wyjechać z kraju, dlaczego?
To były początki niepodległej Polski. Po dziesięcioletniej nieobecności w kraju i pracy w Wolnej Europie byłem tutaj bardziej legendą niż konkretną osobą. Zdawałem sobie sprawę, że to przyjęcie, te tłumy przychodziły raczej, żeby mnie zobaczyć, a nie posłuchać. Wiedziałem o tym i nie za bardzo chciałem to sztucznie podtrzymywać. Pisanie piosenek i ich śpiewanie jest moją wewnętrzna potrzebą, a większość z tych utworów przeznaczona jest dla ograniczonej liczby ludzi, którzy zainteresowani są myśleniem przy odbiorze sztuki. Poza tym był jeszcze inny istotny problem polegający na tym, że ludzie oczekiwali ode mnie ciągłej walki z komuną czy innym przeciwnikiem. Otóż w demokracji nie ma takiej możliwości. W systemie totalitarnym było tak, że człowiek stawał po stronie prześladowanych lub prześladujących. Demokracja jest światem konfliktu wielu grup społecznych i nie można jednoznacznie powiedzieć kto jest prześladowanym, a kto prześladującym. Twórca nie ma więc luksusowej roli tuby reprezentującej głos mas. Mówi wyłącznie swoim głosem o problemach uniwersalnych, o problemach każdego człowieka z osobna. O swoim stosunku do Boga, do śmiertelności, a więc do zagadek egzystencji, a także o walce człowieka z samym sobą, ze swoją głupotą, ograniczeniami, ze słabościami i marzeniami. Wiedziałem o tym i nie chcąc podtrzymywać mitu kombatanckiego, postanowiłem zmienić formułę tego co robię. Na początku lat 90. kiedy pisałem program Wojny Postu z Karnawałem i swoją pierwszą powieść „Autoportret z kanalią”, wiele osób stukało się w głowę mówiąc, że to samobójstwo, że podkopuję własny mit, na którym opiera się przecież funkcjonowanie społeczne artysty. Pracując w Wolnej Europie widziałem ludzi, którzy 30 lat po Powstaniu Warszawskim nie potrafili żyć niczym innym tylko właśnie tym powstaniem. To było wzruszające, ale jednocześnie trochę żałosne, bo byli to ludzie w kwiecie wieku. Nie chciałem tego powielać. To był mój wybór i nie żałuję tego. Z tych setek tysięcy ludzi, którzy przynajmniej słyszeli o mnie, pozostało 30 tys., którzy zawsze na mój koncert przyjdą i chętnie posłuchają tego co mam do powiedzenia. Trzeci element mojej decyzji to fakt, że po 10 latach pozostawania na emigracji dużo się tutaj zmieniło. Mój przyjaciel, nieżyjący już bard z Pragi Karel Kryl mówił, że po tylu latach z emigracji się nie wraca, tylko przyjeżdża. Nawet w tak nieruchomym systemie jakim był komunizm, życie wypracowuje nowe formy współistnienia ludzi i człowiek, który był tyle lat poza tym, nie może się do tego przystosować.
Dlaczego na miejsce zamieszkania wybrałeś odległą Australię?
Jeszcze w latach 80. byłem na trasie koncertowej w Australii i zachwyciłem się tym miejscem. Fascynująca jest tam ,,odległość” od spraw polskich i europejskich. Mieszkam w miejscowości, która nazywa się Dwie Skały. Za oknem mam ,,piętę Pana Boga”. Tak nazywam panującą tam atmosferę, która pozwala na ciągły kontakt z tajemnicą istnienia. Zaryzykowałem, uznając, że jest to dobry pomysł na życie. Mieszkać, myśleć i pisać tam. Do Polski zaś przyjeżdżać co jakiś czas i konfrontować swoje myślenie z tymi, którzy będą takiej konfrontacji chcieli. Moja obecna twórczość ma dzięki temu inny charakter, jest bardziej refleksyjna.
Jesteś chyba jedynym mieszkańcem Zielonego Kontynentu zarabiającym na życie w Polsce?
W Australii piszę, myślę, odpoczywam. Każdego roku przygotowuję program, który przedstawiam w trakcie dwumiesięcznej trasy koncertowej w Polsce. Odpowiada mi ten system. W Australii mieszka ok. 170 tys. Polaków, ale gram tam sporadycznie. Teraz przygotowuję nowy program pod roboczym tytułem ,,Mimochodem”. Poza pieśniami piszę też nową powieść opartą na moich doświadczeniach z Radia Wolna Europa. Nie będzie to sensacja polityczna czy pamiętnik. Określam to jako opowieść o życiu wirtualnym ludzi, którzy wizje kraju czerpali za pomocą szczątkowych informacji docierających do Monachium drogą radiową i w podobny, wirtualny sposób przedstawiali Polakom wizję wolności. Wynikały z tego różne ciekawe, czasem zabawne sytuacje.
Niektórzy, jak na przykład Lech Janerka, mówią, że jesteś korespondencyjnym rewolucjonistą.
Ja nigdy nie chciałem być bardem na barykadach ze sztandarami. Piotr Bratkowski napisał kiedyś w Tygodniku Powszechnym, że byłem takim idolem mimo woli. Piosenki, które trafiały w zapotrzebowanie społeczne były jakby mi zabierane i wykorzystywane do tego, do czego były ludziom potrzebne. Jest to właściwie normalny mechanizm, ale nie zawsze zgodny i intencjami i nie zawsze radosny dla twórcy. Opinia Janerki jest moim zdaniem trochę krzywdząca, bowiem przynajmniej od ośmiu lat w mojej twórczości nie ma nic, czym można by takie twierdzenie udowodnić. Ma oczywiście rację, mówiąc o mojej twórczości z początku lat 90. Doskonale rozumiem, że ludzie myślący, wrażliwi, artyści mogli wówczas patrzeć na to co robię z podejrzliwością, a nawet z niechęcią. Sztuka na użytek pewnej koncepcji społecznej jest bardzo dwuznaczna i źle się kojarzy. Właśnie dlatego od tego odszedłem, miałem to poczucie dwuznaczności. Mimo wszystko co jakiś czas nie mogę powstrzymać się od doraźnego komentarza. W ostatnim programie – „Dwie skały”, jest np. piosenka „Rechot Słowackiego”. Jest to jednak ubrane w inną, nieco ironiczną formę, co pozwala na dystans do tematu. Mówiąc o dzisiejszej Polsce, faktycznie mówię o stałych elementach kultury i obyczaju.
Jak oceniasz to, co dzieje się obecnie w Polsce?
Praktycznie co roku tu przyjeżdżam i myślę, że po raz pierwszy jestem niedaleki od opinii większości. Niby wszystko idzie w dobrym kierunku, ale z wielkimi oporami i przy okazji przynosi wiele zjawisk negatywnych. Przerażająca jest powszechnie dostrzegana i komentowana korupcja, która stała się częścią systemu. Zdechł gdzieś entuzjazm i nadzieja ludzi, którzy nie dają sobie rady w nowej rzeczywistości. To jest najgorsze, bowiem można żyć biednie i skromnie, ale trzeba mieć nadzieję na poprawę. Z drugiej strony jest to element przemian. Demokracja i wolny rynek charakteryzuje się ciągłym ruchem. Przeciętny człowiek w krajach rozwiniętych zmienia kilka razy pracę i miejsce pobytu. Stanem normalnym jest to, że ma się pracę, ale także to, że trzeba jej szukać po utracie poprzedniej. Nic nie jest dane na zawsze i tego musimy się po prostu nauczyć, a nie jest to wcale łatwe.
Niedawno uczestniczyłeś na koncercie zorganizowanym z okazji półwiecza Zrzeszenia Studentów Polskich. Prezydent Aleksander Kwaśniewski udekorował Cię z tej okazji Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Po tym fakcie zamieniłeś z prezydentem kilka słów. Możesz zdradzić co powiedziałeś A. Kwaśniewskiemu?
Pogratulowałem decyzji o zawetowaniu ustawy antypornograficznej, co nie ukrywam bardzo ucieszyło prezydenta. Dla mnie była to zasadnicza sprawa. Nie dlatego, żebym zaczytywał się pornografią, ale dlatego, że zgadzam się z tymi, którzy twierdzili, że byłby to pierwszy krok w kierunku ograniczenia wolności słowa. Jest to dla mnie podstawowa wartość. Mówiąc górnolotnie, o to przecież kiedyś walczyłem. Poza tym koncert był wspaniały. Spotkałem na scenie wielu dawnych kolegów i przyjaciół. Niektóre pieśni wywołały u mnie dreszcze, a to najlepsza recenzja ich jakości.
Dziękuje za rozmowę i życzę jak najczęstszych dreszczy Tobie i publiczności na Twoich koncertach.
Źródło: http://free.art.pl