Minirecital Jacka Kaczmarskiego oraz występ Elżbiety Wojnowskiej i zespołu Raz Dwa Trzy uświetniły wtorkowy koncert inaugurujący XXXI festiwal FAMA, odbywający się w Świnoujściu.

Pamiętasz swoje pobyty na Famie?

Tak. Sześć lat temu, tuż przed wyjazdem do Australii. Ela Wojnowska zaprosiła mnie do udziału w swoim koncercie. Miał on roboczy tytuł „Mężczyźni mojego życia”. Z Elą znamy się bardzo długo. W latach 70. byliśmy wielkimi przyjaciółmi. Potem uczestniczyłem w koncercie podsumowującym – była to jubileuszowa FAMA – już jako starszy pan, klasyk.

Czy FAMA ma dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie?

Prawdę mówiąc – nieduże. Byłem za mały, za młody, żeby tutaj bywać wtedy, kiedy był to autentyczny, legendarny i swobodny festiwal studencki. Pojawiały się wówczas legendarne postaci – Szot, Wołek, Salon Niezależnych. To była rzeczywiście oaza wolności, przede wszystkim swobodnych kontaktów między ludźmi – tak mi opowiadano. Potem ten festiwal stał się bardziej sterowany. Nikt w końcu lat 70. mnie nie zapraszał, później byłem na emigracji. A w latach 90. czyniono wszystko, aby festiwal w jakiś sposób skomercjalizować, żeby zarobił na siebie i to też już nie była ta FAMA.

Czujesz się gwiazdą tegorocznego festiwalu?

Nie myślę o tym. Natomiast bardzo przyjemnym faktem jest to, że śpiewam już 25 lat na scenie. Drugie albo trzecie już pokolenie przychodzi posłuchać moich piosenek.

A jak odbiera Cię pokolenie obecnych studentów?

Fantastycznie. Bez żadnych politycznych kontekstów. Słuchają, co do nich mówię czy śpiewam. Albo im się to podoba, albo nie. Dyskutują ze mną. Dostaję nawet listy z pogróżkami, co mi szalenie odpowiada, bo to oznacza, że traktują moje teksty poważnie. Jako wypowiedzi światopoglądowe, a nie słowa ułożone w rytmy i rymy do mniej lub bardziej przyjemnej melodii.

Joanna Byner
"Gazeta na Pomorzu" nr 167, 2001r., s. 4.

Nadesłała: Ewa