ROZDZIAŁ 3
KRYSTALIZACJA
Dwadzieścia siedem miesięcy minęło, zanim Adam Zindulski i Ada Kostenko, będący niejako akuszerami pierwszego wrocławskiego Przeglądu – zaprosili na kolejne jego wydanie. Dwa lata, ale różnica (zwłaszcza w sferze jakościowej) ogromna!
Drugi Przegląd odbył się pod nową nazwą: Przegląd Piosenki Aktorsko – Literackiej. W regulaminie imprezy (zapowiadanej zresztą na pierwszy weekend stycznia 1979, zgodnie z zamierzonym przez OKiS cyklem dwuletnim) czytamy:
„Wrocław już od lat patronuje Spotkaniom Teatralnym Jednego Aktora, które ukazują dorobek środowiska artystycznego w dziedzinie małych form teatralnych. Przegląd Piosenki Aktorsko – Literackiej ma w założeniu rozszerzyć obszar tych poszukiwań na zjawiska pozasceniczne”
Cytujemy to zdanie nie bez kozery, Świadczy ono bowiem o tym, że choć utrwalony w świadomości jako festiwal piosenki – od samego początku miał wrocławski Przegląd korzenie teatralne. Ze wyrósł nie tylko z krytycznej obserwacji światka polskiego show-businessu, ale i uświadomienia potrzeb, niedostatków i możliwości naszego życia teatralnego.
„Co tu ukrywać” – wspominał Adam Zindulski, ówczesny dyrektor Ośrodka Kultury i Sztuki – byliśmy wówczas młodzi, wierzyliśmy w sens takiego niekonwencjonalnego spotkania z wartościową piosenką i bardzo nam zależało na poparciu naszych pomysłów przez niekwestionowany autorytet. Taką osoba był wówczas (…) prof. Aleksander Bardini. (…) Profesor odniósł się do naszych pomysłów bardzo życzliwie. On wymyślił żeby to był konkurs dla młodych, śpiewających aktorów”.
Andrzej Kuryło zapamiętał to nieco inaczej: „…zastanawiano się co z tym fantem zrobić, po prostu. I zwrócono się wtedy do mnie, żebym coś poradził. Wtedy przyniosłem pomysł, by zorganizować konkurs dla młodych aktorów. Z tym projektem pojechaliśmy do profesora Bardiniego, do Warszawy. Profesor z wielką życzliwością się do tego projektu odniósł.”
Dobre to świadectwo dla konceptu, gdy się o jego ojcostwo spiera kilku kandydatów. O prawo ojcowania niewydarzonemu – sporów zazwyczaj nie ma. Obojętne zresztą, kto był pomysłodawcą nowej formuły Przeglądu (najprawdopodobniej jednak Kuryło), przyznać trzeba, iż pomysł miał nadzwyczaj celny.
Konkurs dla młodych aktorów, którzy jako jedno z profesjonalnych zadań mają wszakże zaśpiewanie piosenki…
Okazało się bardzo prędko, jak niewielu aktorów teatralnych jest rzeczywiście przygotowanych do tego zadania. Postawienie ich przed widownią złożoną ze znawców tej właśnie dziedziny sztuki, przed jurorami, przed całą rozmaitością wymogów, stawianych wykonawcom piosenek – obnażyło natychmiast ubóstwo środków, jakimi ludzie teatru posługiwali się w odniesieniu do piosenki. Obnażyło coś więcej, swoiste pomieszanie pojęć, brak wiedzy o piosence jako odrębnej dziedzinie sztuki, ale lekceważenie jej, traktowanie z wysoka… Zwłaszcza umiejętności muzyczne aktorów (oczywiście nie wszystkich, ale opieramy się przecież na statystyce) były zawstydzające. Przykładem może być konkurs w roku 1979: z grona 27 jego uczestników – większość parlandowała miast śpiewać, w najlepszym razie wyciągała jakieś wnioski interpretacyjne z literackiej części tekstu, muzykę traktując jako zło konieczne.
Obserwatorzy owego pierwszego w nowej formule konkursu zdali sobie prędko sprawę z niepełności wykształcenia młodzieży aktorskiej w zakresie piosenki.. Szkoły teatralne, a zwłaszcza rozmaite przyzakładowe „studia aktorskie” (nie było wówczas jeszcze wątpliwej zdobyczy kapitalizmu – mrowia szkółek prywatnych, służących w początku 21 wieku do pielęgnowania złudzeń ludzi pozbawionych nie tylko talentu, ale i predyspozycji) – niemalże nie uwzględniały możliwości wykonywania przez swych uczniów piosenki jako samodzielnego dzieła (dziełka) artystycznego. Skupione były – w najlepszym przypadku – na wyposażaniu adeptów w umiejętność markowania piosenki w kontekście spektaklu teatralnego…
Ów drugi – a pod pewnym względem pierwszy – Przegląd stał się wydarzeniem właśnie dzięki zorganizowanemu wedle nowej formuły konkursowi. W programie trzydniowego Przeglądu było tym razem wiele mniej „imprez towarzyszących”. Za to rywalizacja aktorskiej młodzieży była pasjonująca! Choćby z tego powodu, że odezwały się małe ośrodku artystyczne. Nowa formuła konkursu wywołała odzew w całej Polsce, od Jeleniej Góry i Wałbrzycha – po Gdynię i Grudziądz. Zjechali się zresztą nie tylko młodzi aktorzy, ale i studenci oraz adepci, zdobywający umiejętności w profesjonalnych zespołach.
Lista uczestników drugiego wrocławskiego konkursu może być dla młodzieży wyjaśnieniem, skąd się wzięły na scenach i estradach tak wybitne artystki, jak Dorota Pomykała, Dorota Stalińska czy Halina Śmiela. A przecież w gronie uczestników tego konkursu była i późniejsza gwiazda musicalowej Gdyni Irena Pająkówna, i śliczna jak obrazek Lidia Sawczyńska (która po długiej karierze estradowej we Włoszech – wróciła niedawno do rodzinnego Grudziądza i gra rolę business-women) i przystojny wielce Janusz Zbiegieł (potem specjalista od piosenek francuskich, z francuskim stażem), i Ewa Florczak (pamiętacie „07 zgłoś się…”?), Jolanta Góralczyk (jeszcze jako studentka, przed wielkimi sukcesami w Krakowie i Wrocławiu), czy charakterystyczna Danuta Morel (niestety – zmarnowana przez chałturę)…
Lata 1979 – 1981 kształtowały dopiero Przegląd, zarówno pod względem programowym jak i organizacyjnym. Gdyby jednak trzeci Przegląd (A.D. 1980, już „Przegląd Piosenki Aktorskiej”)oceniać na podstawie prasowych doniesień, opinii i komentarzy – możnaby zapomnieć, że był to właściwie raczkująca dopiero impreza, bez własnej tradycji, wciąż jeszcze poszukująca tożsamości. Namiętny ton prasowych publikacji świadczyć może, że Andrzej Kuryło, kierujący programem nowego festiwalu – trafił w czuły punkt większości obserwatorów polskiego życia estradowego. Niezależnie od tego, czy recenzenci ustosunkowywali się życzliwie czy niechętnie – to zawsze temperaturą swych wypowiedzi potwierdzali celność pytania fundamentalnego nie tylko dla Przeglądu: co zrobić, by choć trochę uszlachetnić prymitywną i nieurozmaiconą twórczość piosenkarską w Polsce? Oczywiście ludzie bliscy tradycji francuskiej piosenki kabaretowej, znawcy i smakosze piosenki poetyckiej itp. – opowiadali się generalnie za zwiększeniem nacisku na literacką i aktorską stronę piosenek. Inni, pobudzani raczej przez aktualne mody muzyczne – lekceważyli ów wymóg synkretyzmu piosenki, postulat doceniania jej warstwy tekstowej i interpretatorskiej, na rzecz nowalijek muzycznych oczywiście. Przykłady łatwo znaleźć wśród wypowiedzi prasowych. Na przykład ocena dwojga laureatów pierwszej nagrody wrocławskiego konkursu A.D.1980 była charakterystycznie zróżnicowana. O Arturze Barcisiu jeden recenzent pisał: „trawiony nieuleczalną chorobą poszukiwania – także w piosence – sensu, wyżej stawiam p. Barcisia, którego parafraza „Ukochanego kraju” miała pewien gorzki smak indywidualnego przemyślenia. P. Barciś ma też wiele estradowego wdzięku, który pozwala mu wybrnąć obronną ręką nawet z głupstwa estradowego”, inny natomiast lekceważył jego propozycję całkowicie („…Barciś reprezentuje coś, co nazwać by można szkołą estradową Romana Gerczaka”). O współzwyciężczyni, Ludmile Warzesze – ci sami autorzy pisali wręcz przeciwnie. Ten, któremu podobał się Barciś – nie akceptował jej propozycji („Wszystko co robi w piosence jest poprawne. Cóż, kiedy poza sprawnością nie ma nic własnego, śladu osobistego wyrazu, grama wdzięku, łutu osobowości. No a gust repertuarowy. Lepiej nie wspominać…”). Za to gnębicielowi Artura Barcisia – Warzecha wydała się wielce „obiecująca”…
Owo roznamiętnienie krytyków było w jakiejś mierze sublimacją namiętności, jakie ogarniały widownię Przeglądu. Z całą stanowczością stwierdzić można, że żaden polski konkurs piosenkarski nigdy nie budził takich dyskusji, sporów, nie miał tak aktywnej, nawet żarliwej klienteli! Podkreślane przez wszystkich oblężenie, jakiego doznał Teatr Współczesny – na długie lata stało się czymś oczywistym, normalnym, niejako wbudowanym we wrocławską imprezę. I choć stanowiska krytyków z czasem zmieniały się (tylko związany silnie z wrocławskim środowiskiem jazzowym Jan Mazur ewoluował słabo: od początkowej niechęci – do nienawiści) to przecież nastrój widowni towarzyszącej wrocławskiemu konkursowi w jego pierwszych latach pozostał. Dopiero za czas jakiś miał się nieco przemieścić, z konkursu – na „Galę” i inne pokazy mistrzów aktorskiej piosenki.
Choć opinie prasowe o trzecim (zresztą także czwartym) wrocławskim konkursie były rozmaite, choć obserwatorzy nie mogli jeszcze wyobrazić sobie perspektyw zarówno imprezy, jak i jej pierwszych odkryć, laureatów – to przecież z dzisiejszej perspektywy musimy spojrzeć na Przegląd w latach 1979 – 1981 z satysfakcją. Czas wymierza sprawiedliwość lepiej od jurorów – ale i ich podjęte wówczas decyzje budzą uznanie. W roku 1980 nagrodzili więc wspominanego Artura Barcisia, dziś niekwestionowaną gwiazdę polskiej sceny, ekranu i estrady. A także Małgorzatę Rogacką-Wiśniewską, potem gwiazdę łódzkiego Teatru im. Jaracza i pedagoga łódzkiej Szkoły. I raz jeszcze – Halinę Śmielę, od lat nie tylko wybitną aktorkę Teatru Polskiego we Wrocławiu, ale i nauczycielkę kunsztu piosenkarskiego we wrocławskiej Szkole. W roku 1980 raz jeszcze zaprezentowała swój talent Jolanta Góralczyk (niedługo po sukcesie w PPA – zwyciężczyni prestiżowego Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, ex aequo z Romanem Kołakowskim). W roku 1980 pojawił się żywiołowy talent Elżbiety Okupskiej, potem jeszcze kilkakrotnie nagradzanej w Przeglądach, dziś zaś jednej z najpopularniejszych, twórczych i kochanych aktorek Górnego Śląska. Nazwiska Grażyny Korin, Heleny Szurmiej i innych pozostały raczej w kręgu teatru, nie piosenki, ale to już kwestia ich osobistego wyboru, nie konieczności…
A jednak z roku na rok wrocławski konkurs spełniał też inną rolę, niż kreowanie gwiazd czy odkrywanie talentów. Dzięki niemu jasnym się stało, jak lichy jest stan umiejętności piosenkarskich środowiska aktorskiego. Najdobitniej diagnoza ta postawiona została w roku 1981. Może dlatego, że w roku tym trafniej niż kiedykolwiek wcześniej dostrzegano wszystkie niedomogi polskiej codzienności? A codzienność środowiska teatralnego – objawiała się była m.in. w tym, że nie traktowało ono piosenki jako zadania artystycznego. Zetatyzowane i syte środowisko nie wyciągało wniosków z rewolucji estetycznej, niesionej przez „kulturę masową”. Nie umiało sobie wyobrazić, że w przyszłości umiejętność śpiewania, posługiwania się językiem sztuki piosenkarskiej – będzie dla teatru dramatycznego i jego twórców koniecznością. W roku 1981 piosenka traktowana była jeszcze przez większość polskich aktorów z wysoka, jako rodzaj zajęcia minorum gentium. Byłą środkiem do zarobienia pieniędzy, językiem chałtury, po prostu. Wyjątki, jakie w każdym przecież przypadku istnieją – potwierdzały i tę regułę…
Co inteligentniejsi komentatorzy (Krzysztof Kucharski, Henryk Malecha, Krystyna Gucewicz, Jerzy A. Kaczmarek) dostrzegali przyczyny owego ponurawego stanu, dostrzegali zwłaszcza mizerny poziom edukacji
młodzieży aktorskiej w zakresie piosenki. Wielu sprawozdawców przypominało nieistniejący Wydział Estrady warszawskiej PWST, wielu wytykało środowisku aktorskiemu oderwanie od rzeczywistości, odstawanie od wymogów współczesnej estrady, zwłaszcza w zakresie muzycznym. Były to uwagi ze wszech miar uprawnione. Szkolnictwo teatralne w owym czasie (a i wiele lat później) traktowało umiejętności wokalne, muzyczne, estradowe swych uczniów – jak przysłowiowy kwiatek do kożucha. Niedługo później przecież, w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku, dziekan wydziału aktorskiego jednej z wyższych szkół teatralnych (by oszczędzić wstydu, zamilczmy jakiej) powiedział był publicznie: „po co mamy tej naszej cudownej młodzieży zawracać głowę i zabierać czas jakimiś nowalijkami ,jakimś śpiewaniem, mikrofonami itepe…”.
O jakości zajęć w zakresie piosenki w szkołach teatralnych owego czasu świadczyć może rezultat wrocławskiego konkursu A.D.1981. Choć większość jego uczestników – to byli absolwenci albo studenci Państwowych Wyższych Szkół Teatralnych, to przecież wszystkie (!) nagrody przypadły młodym artystom, którzy ze szkołami tymi nigdy nie mieli do czynienia! Pierwsze miejsce zajęła młodziutka adeptka olsztyńskiego Teatru im. Jaracza, Maria Meyer. Dziś – wielka gwiazda chorzowskiego Teatru Rozrywki, jedna z najwspanialszych polskich aktorek musicalowych (niezapomniana „Evita”) -wówczas tylko żywiołowy talent, wsparty gustem, talentem kompozytorskim, umiejętnością akompaniowania i ogromnym wyczuciem pedagogicznym olsztyńskiego artysty Stefana Brzozowskiego. Drugą nagrodę zdobył znana już we Wrocławiu, ukochana przez publiczność (osobliwie zaś Alinę Janowską) od pierwszego wejrzenia – adeptka koszalińskiego Teatru Dramatycznego Elżbieta Okupska. Tak się składa, że dziś, po dwudziestu latach z okładem – Okupska i Meyer występują razem na chorzowskiej scenie, umożliwiając jej dyrektorowi Dariuszowi Miłkowskiemu realizowanie niebagatelnych projektów scenicznych…Z Teatrem Rozrywki w Chorzowie związana była przez czas jakiś także laureatka trzeciej nagrody czwartego PPA, Violetta Białobłocka. Gdy zdobywała nagrodę we Wrocławiu – była jeszcze studentką Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach.
Kolejnym dowodem klęski „profesjonalistów” było rozstrzygnięcie w pierwszy (i bodaj jedyny) raz stworzonej w roku 1981 „kategorii zespołów” startujących w konkursie. Był to jawny wybieg: jakże bowiem można było porównać aktorskie interpretacje z występem najpopularniejszych wówczas w Polce bardów? Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, a także stale z nimi grający i śpiewający Zbigniew Łapiński (nie wiedzieć czemu przez jurorów zlekceważony) – byli jednak przedstawicielami zupełnie innego świata artystycznego. Byli to wybitni artyści, którzy z ogromną ekspresją wykrzykiwali i wyśpiewywali pieśni – komunikaty, pieśni – manifesty, słowa skrzydlate, szczególnie żywo rezonujące w rozedrganym powietrzu 1981 roku. Dopuszczenie Kaczmarskiego et consortes do rywalizacji z młodzieżą aktorską – było nieporozumieniem. Miejscem warszawskiego barda była nie scena, lecz barykada, usypana z wspólnych owej zimy polskich nadziei. W najlepszym przypadku Studencki Festiwal Piosenki w Krakowie (środowisko naturalne polskich bardów), lub „Zakazane Piosenki” w gdańskiej „Olivii” (nieudana próba skonfekcjonowania „piosenki nieobojętnej”). Jury nie mogło jednak pominąć obecności w konkursie tak wybitnych artystów – stąd więc, najprawdopodobniej, wyjście salomonowe: nagroda „w kategorii zespołów”.
Cokolwiek by jednak nie powiedzieć o samych nagrodzonych – to podkreślić trzeba, że ich sukces był przecie także swoistym wotum nieufności wobec profesjonalistów sceny, wobec zawodowych aktorów i adeptów czy studentów, zażywających opieki rozmaitych instytucji teatralnych. „Amatorzy” okazali się nie tylko zdolniejsi, ale i lepiej wykwalifikowani od „zawodowców”.
Organizacją Przeglądu zajmowali się wszakże profesjonaliści. Z roku na rok bardziej wyspecjalizowani, sprawniejsi, pewniej poruszający się w gęstwinie przepisów, hierarchii i zwyczajów, odróżniających od zawsze środowisko estradowe od teatralnego (i nie zapominający o przepisach, hierarchiach i zwyczajach tradycyjnie teatralnych). Świadectwem umacniania się i rozwoju PPA w latach 1979-1981 mogą być liczby. W roku 1979 budżet festiwalu określono na 491 tys. złotych (ówczesnych). W dwa lata później – na 788 tysięcy. Wzrost spory, nie tylko z powodu inflacji.
Do udziału w PPA udało się namówić znaczące postacie polskiego życia estradowego i teatralnego. O ile jeszcze w roku 1979 Jacek Fedorowicz i Jerzy Wasowski odmówili udziału w Radzie (de facto pełniącej funkcję Jury), to w rok później na przyjazd dał się namówić po raz pierwszy Aleksander Bardini i po raz jedyny – Jonasz Kofta. Także w roku 1980 po raz pierwszy gośćmi festiwalu – obok uczestników konkursu – byli wyłącznie soliści). Teatr im. Jaracza z Łodzi firmował „Piosenki z teatru” Piotra Hertla, w wykonaniu Małgorzaty Rogackiej-Wisniewskiej j Stanisława Kwaśniaka. Podajemy ów artystycznie małoważny fakt, bo w ten sposób rozpoczęła się jedna z wieloletnich i pięknych tradycji wrocławskiego festiwalu – mianowicie przegląd osiągnięć scen polskich w dziedzinie piosenki.
Organizowanie wielkiego festiwalu nie było w owych latach łatwe. Kto pamięta, temu nie dziwne – ale młodzieży, dziś dominującej na widowni Przeglądu Piosenki Aktorskiej ciekawe będzie zapewne zacytowanie dokumentów, spoczywających w archiwach Przeglądu. Na przykład tego:
Ob. Dyrektor Przedsiębiorstwa Transportu Komunalnego we Wrocławiu
W związku z organizacją 3 Przeglądu Piosenki Aktorskiej zwracamy się z uprzejmą prośbą o wynajęcie samochodu osobowego (reprezentacyjna Wołga) celem przewiezienia osób członków Jury.
Takie były to lata, takie czasy. Niezapomniany Piotr Skrzynecki z najrozmaitszych pism urzędowych umiał w „Piwnicy pod Baranami” wyczytać prawdziwą poezję. Pewnie gdyby trafiły w jego ręce błagalne prośby OKiSu do Miejskiego Przedsiębiorstwa Zieleni we Wrocławiu (o wypożyczenie 10 sztuk laurusów),do Miejskiego Ogrodu Zoologicznego (o sprzedaż piór), do Wydziału Handlu (o zgodę na zakup 150 metrów bieżących płótna flagowego bawełnianego),do Mody Polskiej (o manekiny), do Opery (o kostiumy) itp. – trud Kowalewskiego, Kuryły, Kostenko i innych pionierów Przeglądu przeszedłby do historii kabaretu, jak sławna „wyprzedaż teatru”…
Trzy pierwsze Przeglądy – pomińmy już rok 1976, który był zaledwie próbą – oceniać będziemy zawsze w kontekście lat, w jakich się działy. To były lata emocji znacznie większych, niż przynieść może najszlachetniejsze marzenie o piosence. Zapewne dlatego z lat tych nie zostało wiele.
Jan Poprawa, Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu 1976-2003, Wydawnictwo MCDN, Wrocław 2004 – przy okazji analizy pewnego okresu PPA, o JK;
Za informacje dziękujemy Teresie Droździe.