Centralną salę muzeum poznali bez trudu. Wisiało tam kilka najważniejszych obrazów; przede wszystkim dzieła pochodzące ze szkoły Fransa Halsa.

– O rany! Co to za staruchy? – Damroka skrzywiła się z niechęcią, stając przed Regentkami domu starców.

– Wstrętne, tak? Co o nich powiecie? – Magda studiowała obraz z daleka, bo to dość duży obiekt.

– Nieprzyjemne. Po co takie malować?

– Malarze często malowali na zamówienie. Hals kończył życie w domu opieki, jako nędzarz. Ten obraz jest, być może, zapłatą za dach nad głową. Z wdzięczności za opiekę artysta namalował portret zbiorowy opiekunek tego przybytku. Inna wersja mówi, że obraz pochodzi tylko ze szkoły Halsa.

– No, to mu nie zazdroszczę. Ta w środku przypomina ropuchę. Jakby człowiek z pragnienia konał, toby mu pewnie wody nie podała.

– Pozory mylą, ale miło mnie zaskakujecie. Jak na laików, sporo udało się wam zobaczyć. A teraz posłuchajcie, co poeta ma wam do powiedzenia. Uwaga, będę śpiewać.

Usiedli na miękkiej ławeczce, specjalnie ustawionej dla zwiedzających. Magda cicho, by nie zwracać na siebie uwagi, zaczęła śpiewać:

Surowo na nas patrzą szafarki dni ostatnich
W milczeniu oskarżają, żeśmy się zestarzeli.
Zmieniają prześcieradła – wyrodne nasze matki
Nienawidzące dzieci w wykrochmalonej bieli
Jak one – pomarszczonych na tle poduszek gładkim.

Przynoszą nam posiłek, jak dar na zmarnowanie
Te kury obrażone na jajko – że zepsute,
I zaciskają usta, gdy słyszą ust mlaskanie,
Jakby musiały połknąć coś przez nas już przeżute,
Skarane miłosierdziem za dawne grzechy panien. (…)

Kiedy Magda skończyła – pozostała trójka była oszołomiona, że to wszystko można tu rzeczywiście zobaczyć. Przez chwilę nikt nic nie mówił.

– Wiecie, skąd znam tę piosenkę? Od twojej siostry, Kuba.

– Od Malwiny?

– Nie od Malwiny, tylko od Marysi. To przecież Jacek Kaczmarski. Marysia nie tylko pożyczyła mi płytę i podarowała reprodukcję, ale również wiedziała, że oryginał znajduje się w Haarlemie. Na dodatek dziwiła się, że ja się dziwię, że ona to wie. Chcecie jeszcze dowiedzieć się, o co chodzi tym tutaj panom? – Magda wskazała inny portret zbiorowy, przedstawiający grupę biesiadujących przy stole oficerów.

Chcieli. Magda znów zaczęła cicho nucić.

Ewa Nowak, „Lawenda w chodakach”, strony 219-220.
Wydanie pierwsze, Warszawa 2004
Egmont Polska Sp. Z o.o.
ISBN 83-237-2069-X