Fragment ze strony 109 – 110
W przedpokoju, przed szafą z lustrzanymi drzwiami, stał ojciec. Spryskał tafle lustra pianką do mycia i coś pisał. Kamila przekrzywiła głowę i odczytała:
Mój Bóg nie stworzył świata w tydzień.
Robota mu niesporo idzie,
Ciągle się myli i przeklina…
Nic jej te słowa nie mówiły. Widać ojciec to wymyślił. Szok!
– Tato, piszesz wiersze?
Ojciec błyskawicznie zamazał wyrazy.
– Nie. – Uśmiechnął się do córki.
O wierszu ani słowa. Kamila postanowiła to uszanować i zmieniła temat.
Fragment ze stron 186 – 187
Kamila była nieziemsko na mamę zła.
Wyjęła książkę, którą podczas awantury ojciec wyrzucił do kosza Odkleiła od okładki podwiędłe strzępki sałaty, przetarła okładkę papierem toaletowym, przeczytała książkę i uznała, że jest świetna. Sama chciałaby mieć takie lekkie pióro. Pomysł Blanki żeby dawać wiersze Kaczmarskiego z jego osobistymi komentarzami, był świetny. Niektóre fragmenty – szczególnie te, w których autorka tak urzekająco zachwyca się geniuszem poety przeczytała kilka razy i pod koniec zupełnie zapomniała, że nienawidzi tej Blanki Marii Kłosiewicz. Książka ją oczarowała. Z takim uwielbieniem dla twórcy Kamila zetknęła się po raz pierwszy. To było niesamowite. Osobiście Blanka spotkała się z bohaterem swej książki tylko raz, ale jaki to był raz…
To była najistotniejsza rozmowa w całym moim życiu. Już wcześniej, czytając wiersze Kaczmarskiego, słuchając nagrań z jego koncertów, dotykałam jądra sztuki, ale teraz, gdy siedział koło mnie Bóg, czułam się tylko chaotycznym zbiorem cząsteczek. Bardzo niezręcznie siedzieć koło istoty boskiej herbatę Darjeeling…
Kamila zakochała się w tym niemal religijnym stosunku do poety. To była książka obrazoburcza, na pewno antyreligijna. Sztuka oznaczała dla Blanki boskość. Kamila zgadzała się z poglądami autorki, chociaż na pewno by się do tego pub nie przyznała. Za długo chodziła na religię, żeby nie wiedzieć jak takie poglądy będą oceniane. A Blanka nie bała się pisać co myśli. A myślała odważnie, pod prąd.
Kamila obłożyła książkę w gazetę i schowała ją między. ręcznikami. To była dobra lektura do matury, tym bardziej, że Kamila miała prezentację właśnie o literaturze wsp6łczesnej. Czuła, że chyba zaczyna widzieć, dokąd będą zmierzać jej maturalne rozważania. Było jej głupio, że nie powiedziała mamie o Ktosi od razu, rozumiała pretensje mamy i po przemyśleniach przyznawała mamie rację, że tak się nie robi, a jednak książki Ktosi nie wyrzuciła. Była zbyt genialna, odkrywcza, taka ekshibicjonistyczna i obrazoburcza. Słowem – fascynująca, a takich książek się nie wyrzuca. Poza tym była to pewnego rodzaju kara dla mamy za to, że ją zostawiła
Ewa Nowak, „Kiedyś na pewno”
Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o.
Warszawa 2007, Wyd. I