Przyjechał, zobaczył i… wrócił do swego Monachium. Znowu będzie w Polsce za miesiąc może dwa. Na razie pozostały nam tylko kasety. Taka jak ta: „Dzieci Hioba”, najnowszy produkt, nowej na rynku wytwórni „Pomaton” (POM 002), której poeta powierzył reprezentację i ochronę swych praw autorskich.

To już zupełnie inny Kaczmarski. Od czasu swych pamiętnych sukcesów przełomu lat 70. i 80., rozwinął się, dojrzał. Mniej w jego śpiewaniu agresji, mniej (choć chyba tylko na tej właśnie kasecie) polityki. Więcej refleksji, zadumy nad losem jednostki (choćby cztery piosenki z cyklu „Podróże Guliwera”) i narodu.

Także nad historią. Wspaniały cykl „Trylogia” , z którego wielbicielom twórczości Jacka znany jest tylko Kmicic, zmusza do nowego spojrzenia na sienkiewiczowską lekturę lat dziecinnych.

Utwór drukowany obok to jeden z „Pięciu głosów z kraju” . Ten najbardziej – mimo wszystko – optymistyczny. Pozostałe przywołują na pamięć zawartą w „Murach” przypowieść o śpiewaku, bardzie rewolucji, który po jej zwycięstwie znowu zostaje sam. Kaczmarski z monachijskiej perspektywy dostrzega zwłaszcza negatywy i ciemne strony polskich przemian

„Tak dalej już nie może być
czymże ja biedna zawiniłam,
że mi się nie chce żyć,
w kraju o który walczyłam –

pyta w jednym z utworów tego cyklu („Lament”). A w innym dodaje:

„Nie ja rujnowałem ten kraj
nie ja będę go teraz budował”,
wyjadę a… „pomoc stamtąd ludziom stąd
– odliczę od podatków”.

Nie wiem czy słowo można od podatków odliczyć. Ale to słowo poety, gdzieś za granicą żyjącego polskimi sprawami, pomaga nam lepiej zrozumieć sens tego co dzieje się właśnie tutaj. W zabieganiu codzienności mało jest czasu na refleksję. Słuchając tej kasety, znajduje się do niej okazję.

Dobrze, że jest Jacek Kaczmarski. Choć szkoda, że mieszka w Monachium.

Maciej Urbaniak
"Rzeczpospolita" nr 168, 1990r.

Nadesłała: Michał Stanek
Przepisał: lodbrok