Od zawsze marzył, by przenieść się do Australii Po raz pierwszy pomyślał o tym poważnie 10 lat temu, jednak jego ówczesna żona kategorycznie odmówiła wyjazdu. Dopiero przed dwoma laty Jacek Kaczmarski wraz z obecną żoną Ewą i 7 -letnią wówczas córka Patrycją zamieszkał w australijskim miasteczku Perth. – Tam mogę kilka miesięcy chodzić w jednych szortach i nikomu to nie przeszkadza – mówi szczęśliwy, że nareszcie korzysta z wolności na antypodach. Wstaje o piątej rano, potem kąpiel w oceanie, spacer z psami, śniadanie i praca. Żona prowadzi dom. Czasami i Jacek próbuje coś ugotować, ale nawet wtedy, gdy zabiera się do jajek na twardo, kuchnia jest zdemolowana. Wcześniej chcieli osiedlić się w Polsce. W 1994 roku pani Ewa kupiła dla męża dom w Gorcach. Tam miał się zamykać w odosobnieniu i pisać. Nie pozwoliła mu na to dusza wędrowca i tłumy przewijających się przez ową siedzibę „przyjaciół”. Od 1981 roku, kiedy to stan wojenny zastał go w Paryżu, prowadził życie tułacza. Pomieszkiwał we Francji, w Skandynawii, najdłużej w RFN, gdzie był etatowym pracownikiem Radia Wolna Europo w Monachium. Tam poznał Ewę. Ich romans rozwijał się bardzo długo. Ona miała juz za sobą dwa rozwody, on – jeden. Z pierwszego związku ma 13-letniego syna Kosmę, który nadal mieszka z matką w Monachium. Ostatnio jednak gościł u ojca w Australii i wspólnemu pływaniu, nurkowaniu oraz wyprawom w głąb lądu, na pustynię, nie było końca. Trapią jednak Jacka wy rzuty sumienia, że chłopak wychowuje się tak daleko od niego.

Długa była droga Jacka Kaczmarskiego do dojrzałego, odpowiedzialnego zaopiekowania się rodziną. Zajęło mu to pół życia, jak sam twierdzi, aczkolwiek pani Ewa w tym momencie natychmiast dodaje, że ma dwoje dzieci: 9-etnia Patrycję i… 40-letniego Jacka. Lecz na to, że jest właśnie taki, a nie inny, wpłynęła jego młodzieńcza kariera artystyczna. Jako 16-letni chłopak zaczął komponować i śpiewać, zachłysnął się życiem towarzyskim, bankietami, panienkami. – Wszystkie były moje – wspomina kochliwy do dziś Jacek. Żona wybacza mu drobne, niewinne flirty, ale… z jednym nie może się pogodzić. Jacek Kaczmarski jest alkoholikiem, Nigdy się z tym nie krył, ale Ewa uważnie obserwowała go, zanim zdecydowała się na ślub. Kilka lat żyli na kocią łapę, aż wreszcie powiedziała: albo wódka, albo ja. Jacek postawił więc na całkowitą abstynencję. Dwukrotnie wylądował w szpitalu, na oddziale odwykowym. Należy do klubu AA i wie, że na tam tą drogę już nie wróci, A wcześniej… Zaczął pić w latach 80., gdy po piosence „Mury” wielbiciele wykreowali go na barda „Solidarności”. Występował wówczas przeważnie wraz z dwójką wypróbowanych przyjaciół – muzyków: Przemkiem Gintrowskim i Zbyszkiem Łapińskim. Wspólne maratony alkoholowe podczas tras koncertowych trwały całymi tygodniami. – Tamtych czasów nie da się powtórzyć. Na przebalowane noce nikt z nas nie miałby już zdrowia – twierdzi z przekonaniem Jacek Kaczmarski i bardzo się denerwuje, gdy nie może odlepić od siebie etykietki „młodego gniewnego”. Dziś jego twórczość ma inny, bardziej refleksyjny charakter, a najbardziej sobie ceni napisaną ostatnio, wspólnie z córką, zabawną książeczkę „Życie do góry nogami”. Cóż z tego, skoro na koncertach w Polsce – a przyjeżdża i koncertuje dość często, jak na odległości, które musi pokonywać – ludzie wciąż się domagają, by „wyrywał murom zęby krat”. Pociesza się jednak tym, że ma coraz młodszych słuchaczy, którzy nie kojarzą go już tak jednoznacznie, a część jego dawnych fanów zamieniła magnetofony, na których nielegalnie nagrywali jego piosenki, niczym utwory Włodzimierza Wysockiego, Jackowego mistrza – na telefony komórkowe. Kaczmarski do dziś zastanawia się, co by to było, gdyby nie spotkał Wysockiego w 1974 roku, w domu reżysera Jerzego Hoffmana…

Charakterystyczną chrypkę, tak podobną do brzmienia głosu Wysockiego, niegdyś osiągał, niefrasobliwie nadużywając alkoholu. Dziś ma receptę: papieros, coldrex papieros, coldrex. A po koncertach trudno go po znać. Już nie bankietuje. Życie towarzyskie znudziło go odkąd przestał pić.

Katarzyna Przybyszewska
"Pani", ok. 1997r.

Nadesłał: Szymon Kucharski
Przepisała: Beata Kosińska