Dlaczego „Solidarność” zrezygnowała z patronowania Przeglądowi Piosenki Prawdziwej

Dwadzieścia lat temu, kiedy piosenka prawdziwa była zakazana, odbył się w hali Olivii w Gdańsku I Przegląd Piosenki Prawdziwej „Zakazane piosenki”. Odbył się pod patronatem świeżo wówczas rozkwitłej „Solidarności”, bo wtedy tylko tak mógł się odbyć. To tam przed wielotysięczną publicznością trochę prawdy wykrzyczeli tacy artyści, jak Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, Mieczysław Cholewa, Jacek Woźniak, Tadeusz Sikora, Leszek Wojtowicz, Jan Tadeusz Stanisławski, Stanisław Klawe, Marcin Wolski, Andrzej Zaorski, Andrzej Garczarek, Jacek Fedorowicz czy pomysłodawca imprezy – Maciej Zembaty.
Dziś, w wolnym kraju, wydawałoby się, że nikt już nikomu nie zakazuje śpiewać swojej prawdy. A jednak, reaktywując przegląd po 20 latach, organizatorzy opatrzyli jego nazwę znakiem zapytania. Mieli widać wątpliwości. I słusznie, bo pod znakiem zapytania stanął w pewnym momencie cały przegląd. A było tak.

Silne akcenty antypapieskie

W przeddzień koncertu „Dziennik Bałtycki” opublikował poświęconą przeglądowi wkładkę, w której między innymi zamieszczono kilka tekstów. Niektóre z nich, zwłaszcza autorstwa Macieja Zembatego, do tego stopnia nie spodobały się Komisji Krajowej i Zarządowi Regionu Gdańskiego „Solidarności”, że związek postanowił zrezygnować z patronowania imprezie. Teksty zostały określone jako „obsceniczne i grafomańskie”, a w jednym z nich doszukano się dodatkowo „silnych akcentów antypapieskich”. Nie powinno się wprawdzie wyrywać fragmentów wierszy z kontekstu, ale chodzi o to, że wśród długiej listy tych, którym z różnych powodów bohater piosenki (nie mylić z autorem!) nie wierzy, znalazł się także papież, bo „zbyt surowy jest, na starość zapomina, że człowiek kocha grzech”. Sprzeciw komisji zakładowych wzbudził również tekst Jacka Kaczmarskiego „Dwadzieścia lat później”, niby to o Dumasowskich muszkieterach, którzy obrósłszy w tłuszcz, dyskontują niegdysiejszą walkę o piękne ideały do nabijania prywatnej kabzy. Uderz w stół, a nożyce się odezwą.
Co prawda, związek nie wycofał się z przyznania dotacji i pomógł organizacyjnie, ale na wieść o tym, że zrezygnował z patronatu, wycofało się paru sponsorów z ministrem kultury na czele. W tej sytuacji pozostała jedynie tak pisana przez małe „s” solidarność artystów, którzy dowiedziawszy się, że honoraria będą wielokrotnie niższe, postanowili jednak zagrać. I tak przegląd, chyba wbrew rachubom niektórych, nie został odwołany. Tyle że jest jakiś ponury symbol w tym, że „Solidarność”, bez której mecenatu nie mógłby się 20 lat temu odbyć pierwszy przegląd zakazanych piosenek z pełną swobodą wypowiedzi i która wolność słowa miała w swoich sierpniowych postulatach, dziś przeciwko owej sobocie protestuje, wycofując patronat.

Apetyt na prawdę

Tyle o piosenkach zakazanych. A co prawdziwymi? Te pojęcia, przed 20 laty tożsame, dziś się rozdzieliły i poszły własnymi drogami. Próba przecięcia dwóch dróg spowodowała lekki chaos, jak to na skrzyżowaniu. Bo niewątpliwie prawdziwa jest piosenka „Dziwny jest ten świat”, a także utwory w wykonaniu Anny Szałapak czy Mariana Opani, ale po takim przeglądzie można się jednak było spodziewać nowych, ostro krytycznych, aktualnych tekstów z gatunku satyry politycznej czy społecznej.
Tego jednak publiczność nie dostała. Mimo sugestii RAP (Rady Artystycznej Przeglądu) nowe teksty przedstawili jedynie Elżbieta Jodłowska, Marek Majewski, Tadeusz Sikora, Andrzej Garczarek i Maciej Zembaty. Dorzućmy do tego jeszcze Marcina Różyckiego i jego świetną piosenkę o człowieku przed telewizorem, nieprzejednanego barda prawicy Leszka Czajkowskiego, legendarnego Mieczysława Cholewę, Jacka Kleyffa, Leszka Wojtowicza, Jacka Kaczmarskiego i Tomasza Olszewskiego, i to właściwie wszystko, co dzisiejszej Polsce miał do powiedzenia przegląd. Wychodzi mniej więcej jedna trzecia składu i czasu. Czy to nie jest jakaś prawda o kondycji piosenki prawdziwej?
A kondycja artystów? „Co się stało z naszą klasą?” – pytał kiedyś w piosence Jacek Kaczmarski. No właśnie. Co ze starą gwardią z pierwszego przeglądu? Sam Jacek mieszka w Australii i z wielkiego dystansu obserwuje nasze sprawy i okazuje się, że odległość nie przesłania mu spojrzenia. Jacek Zwoźniak nie żyje, Mietek Cholewa jest gazownikiem, Tadek Sikora ma firmę robiącą sandwicze, Jacek Kleyff poszedł w niszę muzyki transowej, Maciek Zembaty odzyskuje formę, Stanisław Klawe pracuje w radiu (nie przyjechał), Przemek Gintrowski śpiewa i komponuje (nie przyjechał), Marcin Wolski (nie przyjechał) pisze, podobnie jak Andrzej Zaorski, Andrzej Garczarek, Leszek Wojtowicz, Jan Tadeusz Stanisławski (przyjechał, ale wyjechał) czy Jacek Fedorowicz (nie przyjechał). Niewielu młodych dołączyło do klasy.

Rock w zastępstwie

Do przeglądu dołączono za to kapele, nazwijmy to, rockowe. Od latu już słyszę, że muzyka rockowa jest „głosem pokolenia”, domyślam się więc, że prawdopodobnie jej teksty zawierają jakieś treści. Zresztą, teksty owe czytając (na przykład Tomasza Lipińskiego z Tiltu), można te treści nawet znaleźć. Niestety, zmowa akustyków i muzyków sprawia, że jedynym zauważalnym środkiem wyrazu jest ilość decybeli, które werbalny przekaz głosu pokolenia zagłuszają na amen. W latach osiemdziesiątych grupie Tilt cenzura zdejmowała jakieś teksty, mają więc prawo do kombatanctwa. Co jednak zawierał inkryminowany tekst, nie sposób było usłyszeć, ale na pewno był to głośny głos pokolenia. Tak głośny, że jak przy wszystkich zresztą produkcjach rockowych część widowni zaraz wstawała, tyle że nie po to, by skakać przed sceną i machać odzieżą, ale by wyjść z amfiteatru.
Za to ci, którzy zostali do końca, urządzili wykonawcom w finale owację na stojąco. I to dobrze. Dowodzi ona, że istnieje jeszcze publiczność, która przyjdzie na piosenkę literacką nawet do Opery Leśnej. W dodatku na taką dawkę, której ten amfiteatr chyba jeszcze nigdy nie przeżył. I dlatego Przegląd Piosenki Prawdziwej „Zakazane piosenki” będzie kontynuowany. Z „Solidarnością” czy też tylko (a może aż?) z solidarnością. Byle tylko piosenki były prawdziwe, z zakazami sobie poradzimy.

Marek Majewski
"Wprost" nr 36, 2001r., s. 102-103.

Nadesłał: Jacek Pechman