Na pytanie: przy kim myśli “Ja to mam jednak szczęście”, odpowiada: “Oczywiście, przy mojej pani, Alicji. Ona wzięła na siebie ciężar nie tylko mojej choroby, górek i dołków, ale też stawianie czoła sprawom domagającym się drastycznych rozwiązań, szybkich decyzji. Słowem, odpowiedzialność za moje życie. Coś takiego zdarza się bardzo rzadko”.

Oboje zjawili się na festiwalu w Gdyni na filmie “Julia wraca do domu” Agnieszki Holland. “Należy on do rzadkiej kategorii utworów ważnych. Dotyka pytań, które powinien sobie zadać każdy człowiek. Fantastyczna reakcja publiczności potwierdziła moje odczucia: werdykt jury – nie. Najwyraźniej w modzie jest wstyd przed zaangażowaniem emocjonalnym w sprawy ostateczne.”

Pisze książkę o swojej chorobie, raku krtani: “Sporo tam humoru i autoironii. Choroba to jeden ze stanów, a życie, ludzka kondycja, to jedyny temat sztuki”. Nie pyta, czemu zachorował. “W życiu człowieka myślącego, czyli stojącego ‘obok siebie’, obserwującego siebie i świat, wszystko jest lub może być celowe”. Rytm dnia wyznacza mu choroba. “Dużo czasu zajmuje karmienie się przez sondę w żołądku i przyjmowanie leków. Poza tym – lektury, telewizja, pisanie. Wyjazd na artystyczną imprezę, jeśli siły pozwalają, w charakterze jurora lub obserwatora. Siłą rzeczy jestem dziś spokojniejszy, zdecydowanie mniej gadam, bo to męczy, i mam ograniczone życie towarzyskie. Lektura anonimów dostarcza mi nowych refleksji na temat natury ziomków. Napisałem nawet na prywatny użytek wierszyk o tym, że widać w kraju jest już taka bieda, że ci, co nic nie mają, zazdroszczą tym, co mają chociaż raka.” Większość przyjaciół i ludzi obcych go nie zawiodła. “Ale byli też tacy, jak na przykład wydawca zbioru moich wierszy ‘A źródło wciąż bije’, szef wydawnictwa Wolumen, zdawałoby się wieloletni przyjaciel. Ogłosił, że z każdego egzemplarza 10 zł idzie na moje leczenie. Rok po wydaniu ksiązki zacząłem się upominać o rozliczenie. Mam za sobą dziesiątki e-mailowych próśb i gróźb, gwarancji i obietnic, a rozliczenie nadal niezakończone. A mailami za lekarstwa przecież nie zapłacę”.

Marzy tylko o tym, żeby wyzdrowieć. Niekoniecznie po to, by znowu śpiewać, to akurat nie jest pewne, ale żeby przestać wreszcie być ciężarem dla najbliższych i źródłem niepokoju. Ma za sobą dwa rozwody, a przy sobie kobietę życia. Planują ślub. “Ale chyba wtedy, gdy będę mógł przełknąć szampana w tradycyjny sposób, jak Pan Bóg przykazał, nie przez rurkę w brzuchu.”

Bożena Kowszewicz
"Na Żywo" nr 22, 2003, s. 27.