Dawno, dawno temu, w połowie lat 80 – tych, kiedy Piotr Bratkowski prowadził jeszcze w „Literaturze” rubrykę „Prywatna taśmoteka” (reaktywowaną od nr l „Lampy”), ktoś w którymś z ciężkopartyjnych czasopism doniósł nań, że w swoim pisaniu próbuje ożenić Korę właśnie z Kaczmarskim, wówczas etatowym emigracyjnym antykomunistą z Radia Wolna Europa. Jako ówczesny licealista zaświadczam, że była to wtedy właściwie mission impossible. Ci, którzy słuchali podziemnych kaset z pieśniami emigracyjnego wówczas barda patrzyli na konsumentów koncesjonowanego rocka z pogardliwą wyższością, zaś ci drudzy olewali patriotyczne pienia pierwszych. Wykpiwał je też w przeddzień Okrągłego Stołu Marcin Świetlicki w wierszu Dla Jana Polkowskiego, przywołując „poezję niewolników”, wypisz – wymaluj piosenki Jacka Kaczmarskiego, chętnie używającego słowa „niewolnik” (Niewolnicy to tytuł jednego z jego programów) i odwołań historycznych.
Kiedy dwa lata temu trafił w moje ręce zbiór bodaj wszystkich pieśni i poematów Kaczmarskiego, ze zdumieniem stwierdziłem, że bardziej niż „niewolników” jest to jednak „poezja”, nawet te doraźnie pisane piosenki o publicystycznym, antykomunistycznym zacięciu. I więcej w nich było zawsze rodzimego tragizmu niż czczej nienawiści do Moskali, co widać chyba najlepiej w utworach ulokowanych w czasach Stanisławowskich. I że po mistrzowsku Kaczmarski władał językiem, właśnie w Krajobrazie po uczcie pisząc choćby o świecach, które, „świeciły by nic nie oświecić”. Tak, to są wiersze także do czytania. I jestem zdziwiony, bo dwadzieścia lat temu słuchałem raczej Prywatki Oddziału Zamkniętego (skądinąd ona również przetrwała próbę czasu) niż Murów.
We wstępie do, „Ale źródło wciąż bije”, Krzysztof Gajda podkreśla, że Kaczmarski pierwszy przeniósł do polskiej piosenki elementy kultury wysokiej. Powiedziałbym więcej – jest wynalazcą piosenkowego odpowiednika eseju, co widać zwłaszcza w inspirowanych malarstwem cyklach Muzeum czy Wojna postu z karnawałem. Ale stało się też co innego. Choć sam Kaczmarski w swoich tekstach jak Czaty śmiełowskie (Gdzie dygoce Jarocin/ Od rockowych wypocin, 1905) czy We are the world (1988 r. – nie zauważył w tej piosence głosu Boba Dylana, którego utwory w latach młodzieńczych spolszczał), o rocku wypowiada się lekceważąco, przenikanie wysokoartystycznej literatury do języka piosenki objęło także kulturę rockową, najpierw w tekstach wspomnianej na początku Kory oraz Grzegorza Ciechowskicgo, a później choćby Grabaża z Pidżamy Porno. Pierwsza wersja Balu u senatora 85 Grabaża, była tak jak piosenki Kaczmarskiego inspirowana poezją romantyczną, a kolejna Bal u senatora 93 wręcz pastiszem Kaczmarskiego, skądinąd podobnie diagnozującego W dwudziestu latach później, erozję solidarnościowych elit. I to właśnie autorzy rockowych wypocin jak Muniek i Grabaż grali w 2002 r. na koncertach., z których dochód przeznaczony był na kurację Kaczmarskiego.
Kiedy dwa lata temu w internetową wyszukiwarkę wpisywałem nazwiska polskich poetów pokusiłem się sprawdzić jak często wymieniają nazwisko Kaczmarskiego autorzy blogów internetowych pamiętników. Okazało się, że znalazł się aż na czwartym miejscu wśród żyjących autorów wierszy – zaraz po księdzu Twardowskim, Miłoszu i Szymborskiej. Fenomenalne, bo blogj prowadzą w przeważającej większości nastolatkowie. którzy w czasach stanu wojennego, kiedy kult Kaczmarskiego przeżywał swoje apogeum, w najlepszym wypadku wiedli życie prenatalne! Ponad 500 – stronicowa (objętościowo nawet nie cegła, lecz wręcz płyta chodnikowa) Ale źródło wciąż bije… to książka dla zaprzysięgłych fanów Kaczmarskiego. Ale po jej lekturze wierzę, że prędzej czy później ukaże się cieńszy wybór jego najlepszych wierszy, który (bez zażenowania „bo to taki piosenkarz”) będzie można postawić na półce z dobrą poezją. I to przetrwa.
Jego skłonność do tragizmu jakby złagodniała po 1989 r., co nie przekłada się u Kaczmarskiego bynajmniej na triumfalizm. Właśnie z lutego 1989 r. pochodzi piosenka Kiedy, dedykowana Jackowi Kuroniowi, będąca chyba także niedostrzegalnym credo tak moralnym, jak artystycznym samego barda, prorokującego zwycięstwo demokracji, ale zastrzegającego: I stare cele staną przed Romantykami By być po stronie słabszych, którzy będą – zawsze.
A kiedy jesienią zeszłego roku wydawałem Prywatna taśmotekę Bratkowskiego jako książkę, poprosiłem Krzyszofa Gawronkiewicza, żeby narysował na jej okładce właśnie Kaczmarskiego i Korę jako państwa młodych.
Grabaż (Pidżama Porno):
Lata.80. Poznańskie akademiki.
Wyrywa się zęby murom krat
w co drugim pokoju. Kto szybciej
zagra Obławę na zdezelowanych
pudłach?
Lata 90. Radio „S” w
Poznaniu. Dwa wywiady z J.K.
Naburmuszony trubadur z
miasta Warszawa
2002 rok. Pytanie: zagrasz na
koncercie dla J.K.? Odpowiedź:
Jasne!
Wielka sobota ad 2004.
Breaking news w portalu gazeta.pl
Zjebane święta
…Nie obgryźli kości nie dopili
wina/resztek jedzenia szuka
pies pod stołem…
…U Senatora kończy się bal
/trwa szampańska kamasutra
/z gardeł za haftem leci haft/
cuchną przepocone futra…
Przysięgam, że to telepatia!
Paweł Dunina - Wąsowicz
"Lampa" nr 2, V 2004r.
Nadesłał: Michał Musielak