Teatr był pełen. Ale gdy Jacek Kaczmarski zaśpiewał „Mury”, na sali zawtórowały mu tylko dwa głosy: 58-letniego fizyka-poety i 16-letniej licealistki.
Pani Małgorzata bilet na warszawski koncert Jacka Kaczmarskiego dostała przypadkiem.
– Nie spodziewałam się, że tych starych piosenek da się jeszcze słuchać, i to ze wzruszeniem – mówi.
– Kaczmarski staje się coraz młodszy – zapewnia Przemysław Lipiec, student polonistyki i uliczny grajek (w repertuarze ma też piosenki Kaczmarskiego). Na koncert w Teatrze Małym nie dostał już biletu (rozkupiono je w ciągu godziny), ale traf chciał, że zobaczył Kaczmarskiego na dworcu, podszedł do niego, poskarżył się na zły los i pieśniarz obiecał mu wejściówkę. Słowa dotrzymał.
– Ja się nie podniecam, że to jest geniusz. Choć to, oczywiście, jest geniusz – oznajmia Jacek Majewski, informatyk, muzyk i współpracownik Kaczmarskiego.
Bo źródło wciąż bije
Jacek Kaczmarski śpiewa od 20 lat. Od dwóch mieszka w Australii. Ma willę pod Perth, ogród, psy i – jak mówi – święty spokój. Żyje z tantiem autorskich i systemu opiekuńczego Australii. Od listopada do połowy marca jeździł po Polsce. Wciąż ten sam: broda, okulary, nieśmiertelna kamizelka. Ale przytył 10 kg, gdy pół roku temu rzucił palenie.
Śpiewał najnowszy, napisany dwa lata temu program „Pochwała łotrostwa” i starsze piosenki. To była jego najdłuższa trasa koncertowa: cztery miesiące. Jednego dnia – Jelenia Góra, nazajutrz – Przemyśl.
Na koncerty Kaczmarskiego przychodzą 60- i 40-latkowie – wierni słuchacze jeszcze z czasów stanu wojennego. Ale też dużo młodych i bardzo młodych ludzi.
– Małolaty ciągną, bo jego twórczość to klasyka protest songu. Nastolatki poszukują swojej tożsamości – domyśla się pan Henryk, niegdyś ratownik kopalniany, dziś szef prywatnej firmy.
– Jest jednym z niewielu ludzi, którzy jednoczą – zauważa pani Małgorzata, historyk sztuki w średnim wieku.
– Na jego spotkaniach bywają ludzie ze wszystkich sfer, także sprzątaczka, praczka i szewc. To znaczy, że jest uniwersalny – mówi Mirosław Chojecki, kiedyś współzałożyciel Niezależnej Oficyny Wydawniczej, dziś producent filmowy, który chce nakręcić impresję filmową do programu „Pochwała łotrostwa”. W tym filmie będzie sala i widownia, a na widowni zasiądą opozycjonista i ubek.
Pani Małgorzata: – W Teatrze Małym śpiewał o „rzece podziemne”j. Ta „rzeka podziemna” siedziała na widowni: i profesor Bartoszewski, i Henryk Wujec, i Jacek Kurski. Podziały polityczne nie dotknęły sali Kaczmarskiego. Myślę, że dzieje się tak dlatego, że przyjeżdża do Polski raz na jakiś czas. Gdyby żył w Polsce, zgrałby się.
Nikt już świętego Graala nie szuka
Jacek Majewski, informatyk i muzyk, zastanawia się, na czym polega siła piosenek Kaczmarskiego. Mówi: „coś drga w tym wszystkim” albo: „to dynamit”.
– Jest taka piosenka „Powrót z Syberii” według obrazu Malczewskiego. Dwóch faunów z brodami i kopytami niesie zwłoki, zatrzymują się przed dworkiem: tyle było na obrazie Malczewskiego. A Jacek napisał piosenkę o tym, jak właściciel tego dworku zginął na zesłaniu i jak jego zwłoki wracają do domu. Ile trzeba mieć ikry we łbie, żeby coś takiego stworzyć!
Jacek Majewski przez pięć lat śpiewał Kaczmarskiego. Zaczęło się niewinnie: – Zobaczyłem, że kolega wynosi gitarę na śmieci. Wziąłem, kupiłem struny, w ciągu kilku miesięcy nauczyłem się grać. I wtedy wymyśliłem, że zagram z kolegą koncert Kaczmarskiego. Był 3 maja 1985 roku. Mieliśmy zaśpiewać w kościele przy Chełmskiej. Przez kalkę wypisaliśmy zaproszenia, dla grupki osób. A zaczął walić tłum, bo koncert był zaraz po mszy za ojczyznę. Myśmy się przerazili, że kilkaset osób idzie zobaczyć gówniarzy, którzy grają swój pierwszy w życiu koncert! Ale sukces był wielki. Zaczęli nas zapraszać do innych miast.
Mówi, że Jacek Kaczmarski nauczył go dystansu wobec wielkich słów, wobec polityki:
– Jego twórczość mnie ukształtowała. Koło roku 1980 usłyszałem „Rublowa”. Było w tej piosence coś takiego, że dreszcz przechodził. Nigdy nie słyszałem o Rublowie. Sprawdziłem: „malarz Rusi”. To mi nic nie mówiło. Przeczytałem: „malował ikony”. Zacząłem się zastanawiać, co ten Rublow robi w piosence Jacka.
I pojąłem, że to piosenka o artyście. Gdyby nie Jacek, do dziś nie wiedziałbym, kto to Aleksander Wat i co to jest poszukiwanie świętego Graala, bo nikt mnie tego nie nauczył. To nie były lata 60. czy 70., gdy ludzie spotykali się, żeby dyskutować o Heglu. To była połowa lat 80. Moje pokolenie interesowało się techniką. Ja chodziłem do szkoły komputerowej, w której mówiło się o przerzutnikach bistabilnych, a nie o kulturze. W szkole pani czytała nam wiersz, a my rysowaliśmy panienki na ławkach. Poezja Baczyńskiego? Mnie to kalafiorem było. Mnie się Baczyński mylił z Broniewskim, bo też na „B”. A w Jacka piosence Baczyński to jest taki zwykły chłopak.
To moja droga z piekła do piekła
Pani Małgorzata o piosenkach Kaczmarskiego: – Są szlachetne. Piękne literacko. Mają niesamowitą siłę syntezy: pokazują wydarzenie historyczne w pigule.
– U niego musi być krótko, nasycone metaforami, precyzyjnie zderzone paradoksy – dodaje Brigitte Gautier, Francuzka, doktor filologii polskiej.
Włodzimierz Zawadzki, profesor fizyki i poeta: – On bluzga, on w jakimś sensie rzyga słowem.
– Nie znam drugiego artysty, który by tak sugestywnie spojrzał na obraz Malczewskiego i w ciągu trzech minut go opowiedział – zachwyca się Andrzej Brzezik, nauczyciel historii w Sokołowie Podlaskim. Piosenek Kaczmarskiego słucha od dziesięciu lat. – Jak chcę się uspokoić, to włączam sobie „Źródło”. A jak naładować, to „Epitafium dla Wysockiego”.
„Więc stoję! Więc stoję! Więc stoję!
A przed nimi leży w teczce życie moje!
Nie czytają, nie pytają
Milczą, siedzą, kaszle ktoś
A za oknem werble grają
Znów parada święto albo jeszcze coś…?”
Andrzej Brzezik napisał do szuflady cztery eseje na temat twórczości Kaczmarskiego, a w ciągu siedmiu ostatnich lat był na jego 11 koncertach. – W 1991 roku przywiozłem uczniów do Warszawy dwoma autokarami, każdy po 45 miejsc, jedną trzecią sali w Rivierze myśmy wykupili! – chwali się.
Pięć lat temu zapragnął zaprosić Kaczmarskiego na koncert do Sokołowa Podlaskiego. Organizatorzy trasy zgodzili się, pod warunkiem że zorganizuje dwa koncerty, każdy co najmniej na 300 osób: – A bilet miał kosztować co najmniej osiem złotych! Sokołów Podlaski liczy 20 tysięcy mieszkańców, bezrobocie kwitnie, wybory wygrywają bolszewicy, a ja mam ściągnąć tylu ludzi na Kaczmarskiego! – Andrzej Brzezik zawiesza głos. – Ale gnany fanatyzmem nie mogłem skapitulować. Musiałem użyć podstępu.
Obiecał uczniom, że kto pójdzie na koncert, dostanie piątkę z historii. Udało mu się po dwakroć zapełnić salę, czym tak ujął Kaczmarskiego, że ten jeździ do Sokołowa za każdym razem, gdy go Brzezik poprosi.
Polityka mi wisi dorodnym kalafiorem
Andrzej Brzezik sięga do piosenek Kaczmarskiego na lekcjach historii. – Przy temacie „Reformacja w Europie” puszczam piosenkę „Marcin Luter”. „Epitafium dla Wysockiego” to dla mnie najlepsze studium o Rosji. Nikt lepiej nie opisał homo sovieticus niż on w tym tekście.
A 95 procent młodzieży jest takie jak w piosence „Odpowiedź na ankietę – Twój system wartości”
„Historia mnie nie bierze,
Literatura nudzi.
Ja tam dziś w nic nie wierzę,
A już na bank – nie w ludzi.
Nawet drzewa twardnieją, by przeżyć,
Co tu mówić o ludziach, frajerzy!”
Ten fragment piosenki zacytował kiedyś uczniom, omawiając klasówkę z historii, z której postawił aż 31 jedynek. – Młodzi żyją innymi wartościami. Coś się załamało. Harry Wu apeluje, żeby ludzie nie kupowali chińskich zabawek, ale nikt się tym nie przejmuje. Dla młodych się liczy „kasa, kwatera i gablota” – zupełnie tak, jak śpiewa Jacek.
Ziemia drży, czy nie czujesz
W końcu lat 70. Kaczmarski śpiewał o”…….. obławie na młode wilki”, „Katarzynie II” i”….. odkopywaniu miasta Pompei”. Kasety z jego piosenkami krążyły zwłaszcza wśród ludzi związanych z opozycją i kontestujących licealistów. – Starsza siostra urządzała w domu balangi – opowiada Witek, szef niewielkiego wydawnictwa, wówczas uczeń szkoły podstawowej. – Koledzy siostry czytali Barańczaka, Stachurę, „Cesarza” Kapuścińskiego, chlali wódkę i słuchali Kaczmarskiego.
– Wtedy Kaczmarski śpiewał tylko na salonach – mówi Mirosław Chojecki. – Jakie tam zresztą salony! U Małeckich na Żoliborzu występował, bo mieli drzwi między pokojami, można je było otworzyć, dużo ludzi się mieściło.
– Jak on zagrzmiał tubalnym głosem, to zaraz pomyślałem o sąsiadach. Ja się bałem go słuchać, a on nie bał się śpiewać! – przyznaje Włodzimierz Zawadzki, profesor fizyki. Słuchał Kaczmarskiego w końcu lat 70. na prywatnym koncercie u państwa Walendowskich (wnuczki Wańkowicza i jej męża) przy ulicy Puławskiej w Warszawie: – Urządzali co tydzień spotkania. Bywał tam Konwicki, Kuroń, czytało się teksty opozycyjne. I raz zaśpiewał Kaczmarski – opowiada profesor.
I pogrzebią stary świat
– Mityczne „Mury” – wykrzykuje Andrzej Brzezik. – Myśmy je rozumieli jako nasz hymn, zagrzewający do walki z komunistami. Śpiewałem go przed każdą manifestacją!
– Pod kocem go słuchaliśmy, z radia tranzystorowego – opowiada pan Henryk, więziony w stanie wojennym za udział w strajku. – A kolega z kopalni Ziemowit trzymał się krat i na cały głos śpiewał „Mury”. Wtórowały mu złodziejki z pobliskiego pawilonu.
Najnowszy program „Pochwała łotrostwa” to 19 piosenek, które Kaczmarski napisał w lutym 1995 r. Pojawia się w nich Falandysz, Wałęsa i Pawlak. Bośnia i zabójstwo kota. Księgowa domu kultury, która wzięła sprawy w swoje ręce i zarabia przy szosie E4. Lump. Adam Mickiewicz. Jacek Kaczmarski i jego testament.
„Księgowa Domu Kultury
Zakłada złote sztyblety,
Minispódniczkę ze skóry
I dekolt z czarnej żorżety”.
– Czy powstał jakiś film o transformacji ustrojowej? Nie! – zauważa Mirosław Chojecki.
– Nie powstała żadna dobra literatura o współczesnej Polsce, a Kaczmarski napisał cały program. To prawda, część z tych piosenek będzie tylko świadectwem epoki. Ale te ponadczasowe pozostaną.
– Ja szukam u niego emocjonalnego komentarza do świata, w którym żyjemy. „Pochwała łotrostwa” jest czymś takim – sądzi Włodzimierz Zawadzki, fizyk. Ale przyznaje: – Bardzo trudno jest utrzymać się 20 lat na topie. Te wiersze nie mają już dawnej temperatury. Nie mogą mieć. Słowo stało się wolne i już nie ma takiej wagi. Ja napisałem 100 wierszy przeciw komunie, a jak upadła, to nie miałem o czym pisać.
– Teraz czasy są nijakie i Kaczmarski jest nijaki – narzeka Kasia, licealistka.
– Czy coś go może uratować?
– Zmiana czasów!
I legł wieszcz pod najsłodszym z ciężarów
Licealistki Kasia i Natalia sypią cytatami z piosenek Kaczmarskiego, również tych najnowszych. – Gdy miałam 13 lat, dostałam kasetę „Muzeum”. Słuchałam jej non stop przez miesiąc – opowiada Kasia. – Teraz mam z 15 jego kaset. Jak puszczam rano, to rodzice mówią, że to za ponure.
– Co w tych wierszach jest? – pytam.
Kasia: – Słowa. Pociąga mnie jego pesymizm. Ja też widzę świat w czarnych kolorach.
Ale piosenki o zabijaniu kota nie lubi: – Wiem, że to prawda. Opowiadali mi, że dzieci zabawiają się wbijaniem szpilek w oczy kotom. Ta piosenka pokazuje naturę ludzi:…….zabić.
„Kota schwytaliśmy w kącie śmietnika
Łeb mu wcisnąłem w mokrą grudę żwiru
Dziesięcioletni mój przyjaciel Świrus
Wstrzymując oddech – użył scyzoryka”.
Podoba jej się za to „Diabeł”: – Lubię taką postawę: sztywną, nieuginanie karku.
Natalia: – Piosenka „Testament”: to piękne powiedzieć publicznie żonie: „Kocham cię…”
Kasia: – Ale te zdania: „Niezbyt wysilał się Gintrowski…”, to było poniżej pasa.
Profesor Zawadzki do dziś ma żal, że po 13 grudnia 1981 r. Kaczmarski nie wrócił do kraju. – To były czasy jednorazowe i już się nie powtórzą. Ze stanu wojennego i po nim, z tego całego zgnojenia, dałoby się wycisnąć masę piosenek. Kaczmarski należy do nas. Powinien być z nami, za przeproszeniem, z narodem, gdy naród kibluje.
– Dziś jest mu trudniej wczuć się w nasze problemy – ocenia Kasia, a Natalia dorzuca: – On ma prawo do kangurów. W stanie wojennym powinien wrócić do Polski. Był wtedy zbyt publiczny.
– Mickiewicz też nie śpieszył się do powstania. Kaczmarski śpiewa o tym w „Czatach”…
– Przecież wiadomo, że Mickiewicz to kanalia! – unosi się Natalia.
Wojna jest dla żywych
Natalia urodziła się w sierpniu 1980 r.Nie pamięta, jak w latach 80. babcia składała w domu wydane w podziemiu książki. Nielegalne gazetki wyjadały myszy w domu na wsi, gdzie ojciec hoduje róże, tulipany i krzewy ozdobne. Nieodłącznym dodatkiem do tych róż i tulipanów były piosenki Kaczmarskiego.
Z najnowszych piosenek Natalia często słucha „Reportażu” o wojnie w Jugosławii.
„Plan amerykański z matką oszalałą.
W przebitce grób dziecka. Odnalazła ciało.
Zbliżenie na czerep. Wściekły krzyk – To nie ten!
Ten ma jasne włoski, mój syn był brunetem!
Złorzeczy żołnierzom. Sceny ludzkiej męki
Z ich dynamiką dziką lepiej kręcić z ręki.(…)
W Watykanie Papież drąży
Boski aspekt całokształtu.
Nie pozwala przerwać ciąży,
Która jest efektem gwałtu”.
Natalia działa w komitecie na rzecz Czeczenii. – Powstanie Warszawskie było dawno. A ja tu widzę faceta, który tydzień temu był w Groznym. Dla mnie ta wojna jest prosta: Czeczeńcy to Allah i wolność, a Rosjanie to imperializm i Wszechrosja.
Malowała hasła: „Dzisiaj Grozny, jutro Kijów, pojutrze Warszawa”. Myślała, że przemówi do ludzi. Ale na demonstracje w obronie Czeczenii przychodziło niewiele osób. – Na przykład w mojej klasie ludzie generalnie uważają, że nie należy się wychylać. Bo Rosja to mocarstwo, my chcemy do NATO, więc nie można protestować. A w ogóle to lepiej się przygotować do klasówki z fizyki.
– A czemu ty wolisz iść na manifestację?
– Bo ja wiem… Bo dla mnie ważniejszy jest człowiek i to, co się dzieje na świecie.
I pamiętaj. Bo dana ci pamięć…
– Jacek mówi, że nie należy ciągnąć świata, jaki jest teraz, ale próbować coś przekręcić – tłumaczy Krzysiek, 21 lat, z Jeleniej Góry. – Co ja chcę przekręcić? Siebie przekręcić najpierw chciałbym!
Magdalena, maturzystka z Jeleniej Góry: – On wyraża nasze niepokoje polityczne. Nie powtarza sloganów, nie idzie pod publiczkę, dla młodzieży to bardzo ważne.
„A ty siej. A nuż coś wyrośnie.
A ty – to, co wyrośnie – zbieraj.
A ty czcij – co żyje radośnie,
A ty szanuj to, co umiera”.
19-letni Tomasz z Głogowa: – Powinien być bardziej rewolucyjny! Widziałem ostatnio na uroczystościach 11 Listopada ubeka, który w latach 80. robił u nas rewizję. Przyszedł z dzieckiem popatrzeć. Ci ludzie powinni wisieć! Kaczmarski o tym mógłby śpiewać. Powinien zostać naszym bardem!
Słuchacze Kaczmarskiego wciąż żądają na bis tych samych refrenów: „A mury runą, runą, runą…” i „Obława! Obława! Na młode wilki obława!”
– Wilk to samotnik. Szlachetne zwierzę – mówi Darek z Chojnowa, który czuje się trochę, jakby ta obława była i na niego. – Ludzie chcą zniszczyć indywidualność. W Polsce nie ma tolerancji. Tolerancję znam tylko z technologii i rysunku technicznego.
Mirosław Chojecki: – Młode wilki z „Obławy” to my, każdy, kto siedzi na widowni, zwłaszcza jak ma 17 lat. A „Mury” odbieraliśmy wyłącznie politycznie. Ale gdy oczyścić je z polityki, to o czym są? O wolności.
– O tym, że człowiek nie powinien iść z tłumem, bo tłum narzuca kajdany – mówi Przemysław Lipiec, student, który na ulicy gra również piosenki Kaczmarskiego.
– Na koncercie tylko ja i jeszcze ktoś śpiewaliśmy „Mury” razem z Kaczmarskim… – złości się Kasia (ten drugi to był głos Włodzimierza Zawadzkiego). – A kiedy Jacek powiedział:”……..oni śpiewali wraz z nim…”, to tak popatrzył po sali, wiedziałam, że czeka na nasz odzew…
Natalia nie dostała biletu. Wczepiła się krat odgradzających korytarz od foyer: – Słyszałam niektóre akordy. Prawie płakałam, że mnie tam nie ma. Ja przy „Murach” wstaję. Wiem, że to durne sentymentalia, ale dla mnie „Mury” są święte!
Kasia: – Bo to jest hymn!
Natalia: – Nas jednoczył wróg. A teraz wroga nie ma i my przechrzaniamy życie. Ludzie robią karierę, zarabiają pieniądze i są tylko dla siebie.
Natalia: – Społeczeństwo oczekuje dalszych „Obław” i „Murów”… Ale swoim życiem nie daje Kaczmarskiemu pretekstu do napisania tych piosenek.
Jaką tu żywić jeszcze nadzieję?
Siostra Witka, która w końcu lat 70. czytała Barańczaka i słuchała Kaczmarskiego, dziś ogląda serial o doktor Quinn. Jej mąż czyta „Skandale”.
Z „Nadziei” Jacka Kaczmarskiego, napisanej 14 lutego 1995 r.:
„Jaką tu jeszcze żywić nadzieję
Że młodość w życiu się nie rozmyje,
Życie nie będzie tylko więdnięciem,
Że umrze pięknie – co pięknie żyje
I że po śmierci przetrwa w pamięci?”.
Beata Pawlak
"Gazeta Wyborcza" nr 68, 1998r., s. 22-23
Nadesłała: Ewa Tulodziecka
Przepisał: zico