Dom pogrzebowy nie pomieścił wszystkich żałobników. Uczestniczyli więc we mszy, stojąc na zewnątrz w deszczu. Jak podkreślił Janusz Zaorski, przyszła tu cała Polska. Byli starzy i młodzi, znani i nieznani. Na początku nabożeństwa zaśpiewał chór Filharmonii Narodowej.

– Nie godzimy się na tę śmierć. Ona zawsze przychodzi za wcześnie – mówił ks. Wacław Oszajca (SJ), który odprawiał mszę – Jacek Kaczmarski mówił, że życie to tylko metafora. Oszajca przypomniał także słowa „Modlitwy o wschodzie słońca” autorstwa Kaczmarskiego: „Ale zbaw mnie od nienawiści i ocal mnie od pogardy Panie”.

Na znak solidarności ze zmarłym pieśniarzem uczestnicy pogrzebu zapalili świece, nawiązując w ten sposób do pieśni „Mury”: „świec tysiące palili mu, znad głów unosił się dym, śpiewał że czas by runął mur, oni śpiewali wraz z nim”. Przed złożeniem urny z prochami Andrzej Seweryn recytował wiersze Jacka Kaczmarskiego, a z głośników rozlegał się głos samego pieśniarza – w piosenkach „Źródło” i „Mimochodem”. Specjalnym życzeniem poety było, by wykonano „Lacrimosę” z Requiem Wolfanga Amadeusza Mozarta.

Jacka Kaczmarskiego żegnali m.in. Piotr Bałtroczyk, Janusz Zaorski, Krystyna Kofta i Andrzej Seweryn, Agnieszka Holland, poeci Antoni Pawlak i Piotr Bratkowski i wielu innych. Byli też przyjaciele z zespołu Zbigniew Łapiński i Przemysław Gintrowski. Krótką mowę pożegnalną, jako jedyny, wygłosił przyjaciel Kaczmarskiego, dziennikarz radiowy – Robert Siwiec.

Po uroczystościach żałobnych wokół grobu poety pozostało jego kilkuset wielbicieli, którzy mimo deszczu, spontanicznie nucili jego pieśni. Kaczmarski przyjął chrzest tuż przed śmiercią, w Wielką Sobotę 10 kwietnia. Miał 47 lat.

"Gazeta Wyborcza", 24 IV 2004r.

Nadesłał: Piotr Uba
Przepisał: radziu_88