Protest songi Jacka Kaczmarskiego przetrwały PRL, przeciwko któremu były skierowane.

Piosenki, które dodawały otuchy opozycji lat 80., dziesięć lat po odzyskaniu niepodległości przyciągnęły tłumy do warszawskiego Teatru Muzycznego Roma. Ale to już nie ta publiczność i nie ten czas. Z pieśniami Jacka Kaczmarskiego, wybitnego poety i barda polskiej opozycji, stało się to, co z każdą kontrkulturą. Po latach okazuje się, że protest bardzo dobrze się sprzedaje. Na niedzielnym koncercie tria Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, Zbigniew Łapiński – zorganizowanym w 20. rocznicę założenia zespołu – wykupione były nie tylko miejsca siedzące, ale także stojące, leżące i wiszące. Do stoiska z kasetami i zbiorami pieśni ustawiały się tasiemcowe kolejki. W związku z powodzeniem imprezy (bilety wyprzedano już na miesiąc przed terminem) organizatorzy zapowiedzieli na 15 września jeszcze jeden koncert.

Publiczności, która tak licznie przybyła do Romy, nie przeszkadzało, że muzyka – od „Murów”, przez „Wojnę postu z karnawałem”, po najnowsze kompozycje do słów Zbigniewa Herberta – jest monotonna, a z poetyckich tekstów docierało co drugie, trzecie słowo. Słuchacze tego koncertu wykonywane utwory znali na pamięć. Kaczmarski z przyjaciółmi śpiewał swój dawny repertuar z taką samą brawurą i energią, jaką pamiętamy z Festiwalu Pieśni Prawdziwej i amatorskich podziemnych nagrań. Zmienił się tylko jeden drobiazg. Jego słuchacze są o dziesięć lat starsi. Parking przed teatrem wypełniły porządne samochody, a na widowni snuł się zapach drogich perfum, zupełnie nieznanych w czasach, kiedy młody poeta Jacek Kaczmarski zaczynał swoje występy w studenckich klubach. Wieczór był zwycięstwem, bo w żadnym kraju dawnego bloku wschodniego pieśni opozycyjnych bardów nie mają takiego powodzenia jak w Polsce. Z drugiej jednak strony koncert wywoływał wrażenie absurdu, bo pieśni te odnoszą się głównie do przeszłości. Bo co znaczą dziś: Syberia, Imperium, mury, kajdany? Wbrew deklaracjom twórców, że ich pieśni są nadal aktualne, słucha się ich przede wszystkim z nostalgią, tak jakby znów był rok 1983, w kraju szalała cenzura, a jedyny wolny głos dobiegał z zachodnich rozgłośni. Wczorajsze spotkanie ze słynnym triem – w dziesiątą rocznicę utworzenia rządu Tadeusza Mazowieckiego – było jeszcze jedną podrożą w przeszłość, które tak kochają Polacy.

"Gazeta Wyborcza", 13 IX 1999r.