Krople deszczu mieszały się na twarzach ze łzami. Tysiące świec oświetlały ostatnią drogę Jacka Kaczmarskiego (+47 l.). Na Warszawski Cmentarz Wojskowy na Powązkach przyszła rodzina, przyjaciele i tysiące fanów artysty. Kaczmarski zmarł w Gdańsku w Wielką Sobotę 10 kwietnia. Chorował na raka krtani*.

Prochy poety i pieśniarza spoczęły w Alei Zasłużonych. Najbliżsi płakali: syn Kosma, córka Patrycja, żony Inka i Ewa. Pogrążona w rozpaczy była Alicja, przyjaciółka Jacka towarzysząca mu do ostatnich dni. W pogrzebowym kondukcie znaleźli się także przyjaciele poety – Przemysław Gintrowski, Bogdan Borusewicz, Marcin Meller, Piotr Bałtroczyk, Małgorzata Zajączkowska, Janusz Zaorski i Krystyna Kofta. – Był jeszcze taki młody, trudno uwierzyć, że już go z nami nie ma – z żałobnego tłumu co chwila padały te smutne słowa. Tuż przed złożeniem urny z prochami do grobu przemawiał najbliższy przyjaciel zmarłego, dziennikarz Robert Siwiec. Mówił o Jacku łamiącym się głosem. Kondukt oświetlały tysiące świec, które rozdano żałobnikom. Było to symboliczne nawiązanie do słów największej pieśni Kaczmarskiego, „Murów”: „Świec tysiące palili mu, znad głów podnosił się dym”, a także do palących się na znak protestu świec w dniach stanu wojennego w oknach polskich domów.

Ceremonię poprowadził poeta i jezuita ks. Wacław Oszajca. W czasie mszy zacytował fragment „Modlitwy o Wschodzie Słońca”, napisanej przez Kaczmarskiego**. Nad grobem wiersze poety recytował Andrzej Seweryn.

Przejmująco rozbrzmiewały takty „Dies Irae” z „Requiem” Mozarta. Jacek Kaczmarski był wielkim miłośnikiem muzyki poważnej i malarstwa. Z głośników rozległ się głos samego Jacka, który zaśpiewał: „bo źródło, bo źródło wciąż bije”.

"Fakt", 28 IV 2004r.

* Jacek Kaczmarski chorował na raka przełyku
** Autorem słów do „Modlitwy o Wschodzie Słońca” nie jest Jacek Kaczmarski, lecz Natan Tenenbaum.

Nadesłała: Karolina Sykulska
Przepisał: Alek Pawluś