Grobowiec Jacka Kaczmarskiego jest pękniętym polnym kamieniem, a na pomniku malarza Janusza Przybylskiego widnieje płaskorzeźba o zagadkowej treści

W PRL-u na polskich cmentarzach królowało lastryko – sztuczny kamień ubogich. Dziś pomniki nagrobne z lastryka zastąpiły standardowe pomniki z polerowanego kamienia. Błyszczą niczym meble na wysoki połysk, są solidne, ale brzydkie. Wieńczą je produkowane seryjne anioły o urodzie dorównujących popularnym przed laty oleodrukom z wizerunkami świętych. Są kupowane w firmach kamieniarskich tak, jak kupuje się wyroby z plastiku w supermarkecie.
Ale pośród tego morza kiczu na warszawskich cmentarzach jest miejsce na sztukę. Coraz częściej pojawiają się grobowce wyróżniające się architekturą, rzeźbą, doborem materiałów. Dziś pokazujemy kilka takich grobowców, które wypatrzyliśmy na dwóch cmentarzach: Starych Powązkach i Cmentarzu Wojskowym. Jutro zaś dołączamy do „Gazety” plany obu nekropolii z lokalizacją ponad 300 grobów znanych Polaków.

Władysław Komar (1940-1998) i Tadeusz Ślusarski (1950-1998)
Cmentarz Wojskowy, kwatera A3

Nagrobek dwóch wybitnych sportowców – Władysława Komara i Tadeusza Ślusarskiego – nie jest dziełem sztuki, choć zaprojektował go znany rzeźbiarz Andrzej Renes. Zwraca jednak uwagę nietypową formą. Odkuta z szarego śląskiego granitu tablica z nazwiskami olimpijczyków ma kształt przełamanej w połowie płyty stadionu z wyraźnie zaznaczoną bieżnią lekkoatletyczną. To pęknięcie wyraża przerwane życie – w ten sam sposób jak symbolizuje je zerwana nić, złamana kolumna czy strzaskana tarcza herbowa na grobowcach arystokratów. Na środku wyrasta olimpijski znicz. Cała ta symbolika wydaje się być prosta i oczywista.
Komar i Ślusarski zginęli siedem lat temu w wypadku samochodowym. Ford, którym wracali z Międzyzdrojów, gdzie startowali w Olimpijskiej Mili VIP-ów, zderzył się czołowo z innym autem. Prowadził Ślusarski, Komar prawdopodobnie spał na tylnym siedzeniu. Chwilę później na forda sportowców wjechało z tyłu Audi.
Nagrobek ufundował im Polski Komitet Olimpijski. Autor pomnika jest też twórcą kilku innych warszawskich monumentów. Są one różne – od całkiem udanych po zupełne knoty. Do tych pierwszych należy znakomita rzeźba kardynała Stefana Wyszyńskiego przy Krakowskim Przedmieściu. Do drugich – dziwaczny pomnik Stefana Starzyńskiego na pl. Bankowym. Mała głowa prezydenta wystająca z górnej krawędzi rozwiniętego planu Warszawy kojarzy się mutantem z komiksów.

Jacek Kaczmarski (1957-2004)
Cmentarz Wojskowy, kwatera C31 tuje

Podobnie jak w pomniku olimpijczyków Komara i Ślusarskiego, także w grobowcu Jacka Kaczmarskiego pojawia się motyw pęknięcia. Nagrobek poety okrzykniętego wbrew jemu samemu „bardem Solidarności” ma jednak zupełnie inny charakter, dużo większą klasę i budzi wiele skojarzeń. Przełamanie potężnego, polnego kamienia właściwie nie jest pęknięciem, lecz precyzyjnym rozcięciem. Głaz, który na zewnątrz jest szary i nijaki, po przepołowieniu i wyszlifowaniu ukazuje piękno swego wnętrza. Tak bywa też z człowiekiem, z jego duszą.
Ale symbolika tego pomnika (zaprojektowanego przez rzeźbiarza Grzegorza Kowalskiego) może też wynikać z wiersza Kaczmarskiego wyrytego na nagrobnej płycie: „Po sztormach, burzach, nawałnicach, szkwałach/ Na dwóch bliźniaczych zamieszkali skałach/ Jedna dla drugiej lustrem i wyrzutem/ A przecież z jednej energii wykute/ Łączy je w głębiach niewidoczny korzeń/ Którym na trwałe w sedno bytu wbite/ Tam gdzie rozsądek – rozpaczą i grozą/ Nadzieja – szaleństwem, szaleństwo zachwytem”.
Dwie części kamienia w pomniku Kaczmarskiego to właśnie dwie skały wyrosłe z jednego kawałka. Z jednej energii. Pomnik nie jest jeszcze gotowy – obie części głazu mają być spięte strunami z brązu kojarzącymi się ze strunami gitary, za którą tak często chwytał Kaczmarski.

Janusz Przybylski (1937-1998)
Cmentarz Wojskowy, kwatera A3

Jesteśmy bezradni, stojąc przed niezwykłą plakietą z metalu zdobiącą pomnik nagrobny Janusza Przybylskiego, znakomitego malarza. Zdaniem krytyka sztuki Stanisława Krzysztofa Stopczyka malarstwo Przybylskiego na wspólnej „filozoficznej bazie neofiguracji buduje całkowicie osobisty program malarski frapujący myślowymi podtekstami wyprowadzonymi z bardzo osobistej, sarkastycznej i baśniowej zarazem interpretacji surrealizmu”.
Taka jest właśnie plakieta na granitowym grobowcu artysty. Realistyczna i surrealistyczna zarazem. Nie wiadomo, żart to czy zabawa? A może przeciwnie – głęboki traktat filozoficzny. Jedno jest pewne. Drugiej podobnej kompozycji nie znajdziemy w całej polskiej rzeźbie nagrobnej. Para ludzi: wielka kobieta o bujnych kształtach i mały, cherlawy mężczyzna z paletą malarską w ręku przeciągają linę. Każdy w swoją stronę jak wojujący ze sobą małżonkowie. A może jest inaczej i lina raczej spaja ich na dobre i na złe. Wszystko jest tu możliwe. Wystarczy tylko włączyć wyobraźnię.

Krzysztof Kieślowski (1941-1996)
Stare Powązki, kwatera 25

To chyba najbardziej znany współczesny pomnik nagrobny w Warszawie. Na smukłym słupku z czarnego polerowanego granitu wspiera się rzeźba z brązu. Przedstawia dwie naturalnej wielkości dłonie ułożone w charakterystycznym dla reżyserów geście kadrowania obrazu. Nie ma żadnych wątpliwości, że mamy do czynienia z grobowcem reżysera filmowego – jednego z najwybitniejszych w dziejach polskiego kina, twórcy m.in. „Dekalogu” i „Trzech kolorów”. Zgodnie z intencją twórców umieszczenie „okienka” ma skłaniać odwiedzających grób do zaglądania w nie i patrzenia na wycinek rzeczywistości okiem Kieślowskiego. Być może jednak ten symboliczny kadr ma wyobrażać jego życie, które – tak jak gotowy obraz filmowy – jest już dziełem zamkniętym.
Dłonie w sztuce mają symbolikę sięgającą korzeniami starożytności. Mogą oznaczać gesty przyjacielskie: otwartości, oddania się czy choćby wybaczenia. Otwarta dłoń budzi też przyjazne skojarzenia – ciepła i miłości.

Andrzej Iwanicki (1930-2000)
Stare Powązki, kwatera 166

Grobowiec tego architekta i wynalazcy równie dobrze mógłby powstać w roku jego urodzenia – 1930. To bodaj czy nie najbardziej udana współczesna wersja grobowca doby modernizmu i art deco. Czarny granitowy obelisk piętrzy się ku górze niczym modele nowojorskich wieżowców. Może też w jakiś sposób kojarzyć się z przedwojenną bryłą najwyższego warszawskiego drapacza chmur – 16-piętrowego Prudentialu przy pl. Napoleona (dzisiejszym pl. Powstańców Warszawy). W pomniku nagrobnym stylistyka tamtych czasów uchwycona jest bez zarzutu. Projektantom grobowca udało się też uniknąć przesady. Pomnik jest prosty w kształcie i bardzo solidny.

Jan Zachwatowicz (1900-1983)
Stare Powązki, kwatera 167

Trzymetrowej wysokości stella z surowego szarego granitu sprowadzonego z Dolnego Śląska stoi na grobie prof. Jana Zachwatowicza, architekta, konserwatora zabytków, historyka sztuki, osoby o trudnych do przecenienia zasługach dla Warszawy. Pomnik jest prosty, wręcz ascetyczny, o wyjątkowej urodzie. Jeszcze w latach 80. zaprojektowała go żona profesora – Izabela Zachwatowicz, ale niedawno musiała wprowadzić zmiany. Zamiast odlanych z brązu liter teraz są napisy wykute w kamieniu. Powodem było obrabowanie grobowca z metalowych elementów („Gazeta” pisała o tym na początku 2001 r.). Złodzieje złomu zdewastowali wtedy na Starych Powązkach wiele pomników, m.in. w Alei Zasłużonych na tyłach Katakumb. Pewnie nawet się nie zastanawiali, kto tu spoczywa. Wyrwanie przez nich liter ze stelli prof. Zachwatowicza to coś więcej niż kradzież kawałków metalu. To profanacja miejsca spoczynku wielkiego człowieka, inicjatora odbudowy warszawskiego Starego Miasta i innych zniszczonych podczas wojny zabytków.

Kazimierz Marcin Tychota (zm. 2001)
Cmentarz Wojskowy, kwatera A3

Naszym zdaniem to najpiękniejszy współczesny grobowiec na wszystkich warszawskich cmentarzach. Jest dziełem rzeźbiarza Marka Moderau, twórcy niewielkich pomników i tablic pamiątkowych. Jego dziełem są m.in. kamienne słupki wzdłuż Traktu Pamięci Męczeństwa i Walki Żydów (prowadzącego od pomnika Bohaterów Getta do Umschlagplatz). Jest on też współautorem rekonstrukcji przedwojennej rzeźby umierającego wojownika z pomnika Peowiaka przed Zachętą.
Na grobie Kazimierza Marcina Tychoty artysta stworzył prawdziwe dzieło sztuki wykorzystując prosty zabieg. Cztery bloki jasnoszarego granitu Zimnika ustawił w taki sposób, że szpary między nimi układają się w krzyż. Kilka uderzeń dłutem i w miejscu zetknięcia się wszystkich bloków powstał niewielki otwór odczytywany z daleka jak wizerunek umęczonego Chrystusa. Ten krucyfiks trudno właściwie nazwać reliefem. Rzeźbiarz posłużył się tu powietrzem, światłem, cieniem oraz naszą wyobraźnią. Przekaz jest jasny i oczywisty.
Kazimierz Tychota to postać szczególnie zasłużona w walce o niepodległą Polskę podczas okupacji, lecz dziś prawie nieznana. Przed wojną związany był ze Stronnictwem Narodowym we Lwowie. W czasie okupacji trafił do Budapesztu gdzie prowadził biuro łącznikowe. Aresztowany przez Niemców przeszedł obozy koncentracyjne Flossenburg i Dachau. Po wojnie był niepodległościowym działaczem na emigracji w Niemczech.

Stefan Rachoń (1906-2001)
Stare Powązki, kwatera 2

Przy grobie tego wybitnego skrzypka, dyrygenta i założyciela Orkiestry Polskiego Radia przystają chyba wszyscy, którzy zwiedzają najstarszą część katolickiego cmentarza na Powązkach. Nie sposób nie zwrócić uwagi na tę oryginalną kompozycję. W czarnym kamieniu wykuto portrety dwóch osób: Stefana Rachonia i jego żony Barbary, śpiewaczki operowej. Małżonkowie zwróceni są do siebie. On unosi rękę jakby chciał dyrygować. Ona w milczeniu słucha jego uwag. Za chwilę zacznie zaśpiewać.

Jerzy S. Majewski, Tomasz Urzykowski
"Gazeta Wyborcza", 27 X 2005r.

Nadesłał: Coma
Przepisał: lodbrok