Śpiewająco rozpoczęło się kolejne lato teatralne w Atelier. Najpierw bard żydowski André Hübner-Ochodlo, potem czeski Jaromir Nohavica i wreszcie polski Jacek Kaczmarski śpiewali „duszoszczipatielnyje” pieśni.

– Mówią o mnie, że jestem kręgosłupem społeczeństwa, ale to nieprawda, ja jestem tylko jednym z jego zmęczonych mięśni… – śpiewa w jednej ze swoich pieśni Jaromir Nohavica, którego recital w sopockim teatrze Atelier, ku skonfundowaniu artysty, został nagrodzony owacjami na stojąco i koncertem życzeń. Płyty śpiewającego górala z czeskiego Cieszyna zostały wykupione na pniu, a ci którzy słuchali drugiego recitalu w piątek musieli zadowolić się śpiewnikiem „Pisne Jaromira Nohavici od A do Ż”, którego zaśpiewanie ciurkiem zajmuje dziewięć godzin, jak sprawdzono na koncercie w Helfstynie.

Artysta z Czech to urodzony showman, tyle że do zabawienia publiczności nie potrzebuje melonika ani laseczki, wystarczy, że bierze gitarę i śpiewa po prostu „o wodzie, o lasce, o trawie”. A śpiewa bardzo różne pieśni od ludowych przyśpiewek, wierszyków logopedycznych, przez cukierowe bossanowy, do tych o życiu pełnych pogodnej czeskiej ironii: „List do prezydenta”, „Kiedy będę starym mężczyzną” i tych o śmierci „Sarajewo”.

Rocznicowy koncert Jacka Kaczmarskiego Podobne rozterki nękają i drugiego barda. Jacek Kaczmarski sam przyznaje, że znajomi nazywają go pomnikiem na chwiejącym się cokole. A z otaczającym mitem barda radzi sobie pisząc bardziej zdystansowane, ironiczne i mniej zaangażowane piosenki, jak utwór, w którym jak refren powtarzają się słowa niedowierzania „Coś ty?”. Mimo to w swoim recitalu z okazji dwudziestopięciolecia twórczości, przypomina najbardziej znaczące pieśni podziemne: „Świadkowie”, „Rublow” czy „Ballada wrześniowa”. Jacka Kaczmarskiego można już było wcześniej wysłuchać w gdańskim Cotton Clubie, koncerty promują jego najnowszą jego płytę „Dwie skały” i zapowiadają następną pisaną w Australii (gdzie mieszka), ot tak „Mimochodem”.

(marcel)
"Dziennik Bałtycki", 23 VII 2001r.

Nadesłał: Jacek Pechman