Emigrant i Polak.
„On natchniony i młody był, ich nie policzyłby nikt. On im dodawał pieśnią sił, śpiewał, że blisko już świt….” – po latach słowa tej pieśni okazały się prawdą. Ich autor Jacek Kaczmarski to postać niezwykła, bardzo polska i jednocześnie bardzo obca. Jedną trzecią życia najsłynniejszy bard opozycji obchodzący dziś 47 urodziny spędził we Francji, gdzie pojechał na cykl koncertów z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim. Oni postanowili wracać. Kaczmarski został.
Do kraju wrócił dopiero w 1990 r. Pięć lat później na stałe przeprowadził się do Australii. Tam tworzył nowe piosenki, nagrywał płyty i pisał powieści. Wciąż był jednak i pozostał do dziś symbolem polskości.
Ma grupę wiernych fanów. Podziwiają go nie tylko ci, którzy pamiętają podziemne koncerty, ale i całkiem młodzi ludzie. Wszyscy przejęli się wiadomością o raku krtani, który dręczył pieśniarza i na jego leczenie od dwóch zbierają pieniądze. W tym trudnym okresie po latach obojętności Kaczmarskiego docenił też rodzimy przemysł fonograficzny. Kilka tygodni temu bard otrzymał honorowego Fryderyka za całokształt pracy i za to, że był pierwszym artystą, którego płyty piraci przegrywali w ogromnych ilościach. Dziś „Sen Katarzyny II” „Modlitwę”, „Kołysankę”, „Wojnę postu z karnawałem” czy „Hioba” usłyszeć można, choć – ze względu na chorobę mistrza – już nie na żywo.
Agnieszka Kozik
"Metro", 22 III 2004r.
Nadesłał: Szymon Kucharski
Przepisał: Radziu_88