Wyjeżdżał tylko na parę dni, aby zagrać kilka koncertów w Paryżu. Teraz wrócił po dziewięciu długich latach do kraju, w którym wiele murów runęło i wiele nowych wyrosło.

Jacek Kaczmarski – mit, legenda, głos sumienia swego pokolenia. Decyzji o pozostaniu na Zachodzie nigdy nie żałował. Poświęcił się tam bez reszty organizowaniu komitetów “Solidarności” na emigracji. Spotykał się ze środowiskami polonijnymi, śpiewał dla nich, krzepił serca i rozdrapywał rany. Podjął pracę w Radiu Wolna Europa by zachować kontakt z ojczyzną, tekstem i muzyką przypominać o sobie ludziom w kraju nad Wisłą. W tym czasie w Polsce wyrastało pokolenie, które znało Jacka Kaczmarskiego głównie z podłej jakości kaset słuchanych ukradkiem na spotkaniach.

Dla nich Jacek był fascynacją, buntem wobec zastałej rzeczywistości. Świadomość stanu wojennego, milicyjnej pałki sprawiała, że treści jego utworów nabierały realnego znaczenia. Smutne proroctwa spełniały się na oczach nas wszystkich. Nagle stało się jasnym, że czekanie na Jacka będzie jeszcze długie.

Tak gruntował się mit tworzony już w kwietniu lat 70., mit barda z gitarą, który porywał słuchaczy atmosferą swoich koncertów. Ileż więc nerwów i stresów musiała kosztować decyzja o powrocie do kraju… Czy sprawdzi się po tak długiej przerwie, jak przyjmie go nowa w większości publiczność? Najważniejsze jednak czy uda się nawiązać ten specyficzny kontakt ze słuchaczami, który zawsze towarzyszył jego koncertom.

Pierwszy oficjalny koncert odbył się w Krakowie. Fakt to nie przypadkowy właśnie stąd Jacek bowiem wyszedł, tu ma najwięcej przyjaciół i tutaj także został trzykrotnym laureatem Studenckiego Festiwalu Piosenki.

Jacek przed koncertem bardzo spięty, z towarzyszącym mu na fortepianie Zbyszkiem Łapińskim miał tylko pięć godzin na przygotowanie występu. W wypełnionej po brzegi hali “Wisły” publiczność zgotowała mu ogromne owacje na powitanie. Zaprezentował wybór znanych już utworów: “Nasza klasa”, “Obława”, “Mury”, “Zbroja” oraz kilka nowszych m. in.: “Głupi Jasiu”. W trakcie śpiewania mijała trema, a głos stawał się znów drżący i ochrypły.

Nikt nie miał żalu za kilka wpadek i fakt, że Jacek śpiewa z kartek. W Krakowie oklaskiwano wciąż jeszcze legendę, a nie żywego człowieka. Prawdopodobnie dopiero trasa koncertowa po kraju ukaże prawdziwe oblicze artysty. Czy lata emigracji przyniosły dalszy rozwój artystyczny, czy teksty o silnym nadal zabarwieniu politycznym znajdą dzisiaj odbiorców? Okaże się także, na ile Kaczmar zachował zdolność kontaktu ze słuchaczami.

On sam stwierdził na konferencji prasowej, że czuje jakby wyjechał stąd wczoraj. Na pytania o współpracę z Przemysławem Gintrowskim odpowiedział: “Nie graliśmy długo razem, możemy nie znaleźć się na scenie. Po moim tournee siądziemy razem i zarejestrujemy wspólne piosenki”.

Nie udzielił także jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy będzie to przyjazd na stałe do kraju: “Jeszcze za wcześnie, żeby powiedzieć czy zostanę w Polsce”.

Rodacy uważają go za kosmopolitę, on sam czuje się kosmopolakiem, a Kosma, cóż, to po prostu imię jego sześcioletniego syna.

Dariusz Cwajda
"Katolik", 24 VIII 1990r.

Nadesłała: Aleksandra Pietrzyk
Przepisał: Tomasz Koper