1.
Dlaczego tylko tyle? Dlaczego nie artykuł cały? Łatwo to pytanie zbyć kokieteryjną skromnością, łatwo zanurzyć się w lukrze pochlebstwa. I nic nadal nie będzie wiadomo. Może zrozumieć będzie łatwiej, gdy do rozwiązania tej nieistniejącej zagadki wrócimy pod koniec utworu…

Pisanie o Jacku Kaczmarskim jest ostatnio w modzie. Coraz to pojawiają się jakieś o nim wzmianki, coraz – rozmowy, cytaty, wypowiedzi. Jakby się nam odblokowało. Lecz choć się rzeczywiście odblokowało – to przecież myślę, że nie popuszczenie hamulców zewnętrznych i wewnętrznych bywa przyczyną pojawiania się nazwiska Jacka Kaczmarskiego na łamach pism i pisemek, jego zaś samego – na ekranie telewizora. To zdaje się ciągle – tylko moda.

Jest dziś moda na wszystko, co nie było modne przed kilkoma jeszcze miesiącami. Moda ta stanowi jakby swoiste zadośćuczynienie wobec tych i tego wszystkiego, o których (czy o czym) pisać się nie dało, lub nie chciało. Moda niekiedy nawet pożyteczna. Dzięki niej dowiadują się o Miłoszu czy Barańczaku ludzie, którzy czytać chcieli – lecz nie mogli znaleźć steranych książeczek z ich poezjami. Dowiadują się dzięki niej ze źródła, nie zaś likwidatorskich raportów docenta Kurowickiego (pozdrawiam Cię, Janku) o poezji “Nowej fali” ci wszyscy, którym horyzont tej części literatury, która zwie się Odwaga zasłonił pisarz Bratny…

O Jacku Kaczmarskim też dowie się przy tej okazji więcej ludzi, niż usłyszało o nim przez kilka lat. Oczywiście. I będzie to zysk: istnienie Kaczmarskiego stanie się nie tylko faktem artystycznym, lecz faktem Obecności.

Lecz zysk to mimo wszystko niewystarczający. O Kaczmarskim bowiem nie wystarczy słuchać. Trzeba słuchać jego.

Podejrzewam, że spece od piosenki, gotowi też przecież płacić swe długi wobec wszystkich (z sobą na czele) – wezmą się wkrótce za Kaczmarskiego na dobre. Interwiew dla “Panoramy”, artykulik w “Non Stopie”, notateczka do “Sztandaru”. Podejrzewam, że już wkrótce “nosić się” będzie imię Jacka jak szalik czy rękawiczki. Chyba, że się pogoda odmieni.

I wiem, że specom nie uwierzę. Że – wyłączywszy starego Ibisa i młodego Staszka Królaka – będą im sprawy, o których mówi artysta zupełnie obojętne.

Mam też nadzieję, że nie uwierzy Kaczmarski. Nie tylko nie uwierzy w stręczycieli idoli, lecz i w możliwość objęcia etatu idola.

2.
Jacek Kaczmarski jest jednym z najinteligentniejszych młodych ludzi, jakich spotkałem w ostatnich kilku latach. Stwierdzenie to nieco niezręczne towarzysko, niech więc będzie, iż opieram je nie tylko na rozmowach, na znajomości Człowieka – lecz przede wszystkim na jego twórczości. Twórczości, z której można wnioskować o autorze.

To ważny element obrazka, jaki trzeba naszkicować dla przedstawienia laureata nagrody “Studenta”.

Andrzej Osęka w jednej ze swych książek (bodaj “Mitologii Artysty”) powiedział wprawdzie, iż paradoks sztuki widzi się w tym, że “dzieło nie ma żadnego związku z osobą swego twórcy”. Prawdopodobieństwo pomyłki mam więc spore gdy twierdzę, że Jacek Kaczmarski jest jednym z tych nielicznych artystów, których twórczość idzie w ścisłym związku z pryncypiami życiowej postawy. Jest bowiem – jak się zdaje – Kaczmarski jednym z tych współczesnych twórców, którzy wśród zastanych, oczywistych i bynajmniej nie egzotycznych kanonów swej twórczości znaleźli nierozerwalność myśli i czynów, jedność idei i słowa (znaku). Kaczmarski należy do tego pokolenia twórców, którzy przyjęli za oczywiste zjawiska kultury dwudziestowiecznej, zjawiska podniesionego do rangi wykładu przez śp. MacLuhana, zaś przez masową kulturę, kulturę igrzysk – przeniesione do dnia powszedniego.

Twórczość Jacka Kaczmarskiego jest więc przede wszystkim kreacją autorską. Jest jak muzyka jazzowa: nie istnieje w niej cezura oddzielająca w jakikolwiek sposób akt kreacji od aktu interpretacji. To nieprawda, że piosenki autorskie, tak jak i jazz (skoro już przy tym przykładzie jesteśmy) możliwe są do odtworzenia po raz drugi czy setny. Istota tego, jakże współczesnego (czy nowoczesnego) widzenia sztuki polega właśnie na niewytłumaczalnej sile jednorazowości. Nawet gdy setny raz przyjdzie nam posłuchać Kaczmarskiego “Pieśni”* – podobnie jak nieśmiertelnego “Body and Soul” jazzmanów – mamy zawsze jedno, jednoczące odczucie współuczestnictwa w S t a w a n i u  S i ę. Staje się tylko tu i teraz. Nie ma żadnego “dawniej” czy “zawsze”. Nie ma niczego poza “teraz”, poza chwilą, myślą, duchem – który jest.

Nie wiem zresztą, czy z wyboru tej, a nie innej koncepcji tworzenia (czy raczej – artystycznej obecności) można wnioskować o inteligencji autora? Niechże więc będzie, że sądzę o niej zza sceny…

3.
Jacek Kaczmarski jest ciągle niezwykle młodym człowiekiem. Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, ci, którzy go znamy z piosenek. Wszak występuje i pisze od wielu lat, tak długo, że wierzyć się nie chce, iż emanująca z jego twórczości młodzieńczość nie jest warsztatowym majstersztykiem. Ale w rzeczywistości – ma Kaczmarski zaledwie lat 24 lub 25. Kiedy więc zdążył stać się mistrzem swoistego rodzaju?

Ostatnio “przebiła” się nieco przez lodowiec zewnętrznej i wewnętrznej cenzury mass-mediów piosenka Kaczmarskiego pt. “Obława”. Nią to Jacek debiutował w profesjonalnym programie telewizyjnym (grudzień 1980). Ją wcześniej wykrzyczał w opolskim amfiteatrze, do obrzęku sklaskanych dłoni doprowadzając kilka tysięcy “nie przygotowanych” słuchaczy – zaś do niepolubionego werdyktu akredytowanych dziennikarzy (nagroda prasy Opola 80 nie została zaprezentowana w transmisjach). Dzięki “Obławie” kojarzy dziś co poniektóry Polak gniewny krzyk tego piosenkarza – nie piosenkarza, artysty estrady zgoła niepodobnego do innych.

A przecież “Obława” napisana została przez Kaczmarskiego jeszcze w roku 1974! Jest dziełkiem siedemnastoletniego chłopca!

Czy młodość dodaje tu skrzydła?

4.
Życiorys Jacka Kaczmarskiego zapisany w tekstach jego ballad i piosenek. Nie ten życiorys z urzędu: życiorys artysty.

Dojrzewanie, etap pierwszy. Pierwsze piosenki, pierwsze artystyczne fascynacje. Potężny głos Włodzimierza Wysockiego, wołający o sprawach tak ważnych, że jakby wołający ze środka swego słuchacza. I pierwsze próby jakże Mistrzem z Taganki pobrzmiewające. Właśnie “Obława”, i inne, coraz bardziej własne.

Ów pierwszy Kaczmarski, Kaczmarski młodzieńczy – dostrzega paradoksy świata. Dostrzega niesłuszność tego, co powszechnie uznane za słuszne. Widzi groteskowość ludzkich figur. Widzi fałsz postaw. Ubiera te spostrzeżenia w płaszczyki metafor, zapisuje je w konstrukcjach literackich bliskich językowi kabaretu. Satyra. Ironia, komizm wyciągany z najbardziej solennej wizji (“naszym wielkim celem jest ogólnie biorąc, konsekwentna kontynuacja programu”) – to cechy charakterystyczne dla wczesnych piosenek Jacka. Wkrótce jednak pojawia się Kaczmarski drugi.

Wśród piosenek młodego artysty (a znam ich ponad setkę) wyróżnić się daje w pewnym momencie nurt nieco głębszy od pierwszego. Myślę tutaj o pojawiających się z czasem w piosenkach tonach solidarności z przegrywającymi, przegranymi. Słabymi. Czy będą to “Starzy ludzie w autobusie”, czy ubezwłasnowolnione w jakiejś strasznej “poczekalni” życia ludzkie figurki – Kaczmarski coraz wyraźniej, coraz częściej zaczyna brać ich stronę.

Ile trudniej współczuć niż kpić! Ileż głębiej – cierpieć niż pogardzać…

Ale solidarność (przez małe “s”) nie może oznaczać zgody na cierpienie, na przegraną. Przynajmniej nie leży to w naturze Kaczmarskiego. Pojawia się więc Trzeci.

Oto artysta pełen gniewu. Gniewu na wszelki fakt ubezwłasnowolnienia człowieka.

Dla większej części tej mniejszości, która zna piosenki Jacka – właśnie ten nurt jego twórczości zdaje się najważniejszy. Nurt protestu, nurt niezgody. To nic, że w “Pieśni hiszpańskiego anarchisty”* słuchacze przestali słuchać przy refrenie. Piosenka ta (jeśli swoisty hymn katalońskich podwórek, ekscytującą pieśń Lluisa Llacha nazwać można w ogóle piosenką) – stała się sztandarem artystycznej działalności Kaczmarskiego. Imperatyw “wyrwania murom zębów krat”, “zerwania kajdan” – przysłonił rzeczywistą ideę tej opowieści. I nic na to nie poradzimy. To młodość szukająca oręża na swą barykadę wyjęła z ust Kaczmarskiego owe słowa bagnety.

5.
Gdy dziś patrzeć na dorobek artystyczny Kaczmarskiego, na liczne ballady i pieśni – zdaje się to wszystko mieszać, fermentować, gotować. Aż do najważniejszego: do pieśni stwierdzających uniwersalność ludzkich myśli, idei i uczuć.

Kaczmarski, którego najwyżej cenię – to Kaczmarski, tłumacz historycznych scen. To autor nowego życia obrazów. To duch ożywiający historyczne monumenty. W historii, w sztuce – znalazł Kaczmarski świadectwo prawdy swych myśli i sądów. Odkrył w papierowych figurach ten sam ból, strach czy pożądanie, które nas wszystkich toczy. Przeczytał z malowanych twarzy od Boscha czy Breughla tę samą wiarę i niewiarę, nadzieję i grzech – które dostrzec można w zatłoczonej kolejce, wiozącej nad ranem do roboty na pierwszą zmianę…

Ten nurt twórczości Jacka Kaczmarskiego jest jakby stopniem wyższym jego wcześniejszych opowiastek, ballad, piosenek i pieśni. Czy w ogóle jest to zjawisko mieszczące się jeszcze w granicach gatunku (do którego chcielibyśmy dla wygody, wtłoczyć artystę)? Czy jest to jeszcze twórczość piosenkarza?

Sam Kaczmarski w ostatnim danym S. Królakowi wywiadzie nazwał to próbą w kierunku twórczości literackiej prezentowanej za pomocą muzyki.

Tak, to pewnie i literatura. Czemu nie dramat? Scenariusze ostatnich recitali Jacka (dawanych z Przemkiem Gintrowskim i przy pomocy Zbyszka Łapińskiego) – “Murów”, “Raju” – a pewnie i przygotowywanego “Muzeum” to przecież nie skład “różnych numerów”. To złożone z okruchów mozaiki, moralitety…

6.
Śpiewa. Ciągle jednak śpiewa. Może tak właśnie trzeba mówić prawdę?

Ten śpiew jest jednak przedłużeniem mowy. Jej stopniem wyższym. Czasem, gdy zrywa się do krzyku – najwyższym. Dalej jest tylko milczenie.

Ale sam gdzieś tam kiedyś powiedział przecie: “półgłosem się tego mówić nie da”.

7.
Czy stało się prostsze? Czy coś z tego wynika? Portretu tego artysty namalować się nie da. Najbardziej dynamiczna wizja nie przekaże bowiem tego, co jest jej cechą bodaj najbardziej charakterystyczną: ruchu. Myśli, walki, rośnięcia.

Kiedy potrafimy napisać nie konspekt, a artykuł – będzie już po wszystkim. Chwała Bogu, konspekt trzeba będzie jeszcze jednak nieraz uzupełnić…

Jan Poprawa
"Student" nr 2, 1981r., s. 6-7.

 

* – Prawidłowy tytuł to “Mury”

Nadesłał: xx
Przepisał: Michał Mańka