Jacek odszedł od nas. Zostały jego niezliczone utwory, których zestaw w postaci 22 płyt CD wydała w zeszłym roku, we współpracy i za zgodą autora, wytwórnia Pomaton EMI.
Aby pisać o dorobku twórczym tego wybitnego artysty – bo wydany box obejmuje praktycznie wszystkie nagrane przez Jacka utwory – musiałem odczekać kilka miesięcy, by pogodzić się z jego odejściem i nabrać do tego smutnego faktu odpowiedniego dystansu. Ze względu na wpływ jaki twórczość Jacka Kaczmarskiego wywarła na mnie w młodzieńczych latach oraz jego przedwczesna śmierć, pojawienie się na rynku kompendium utworów tego niepokornego poety-pieśniarza odebrałem bardzo emocjonalnie. Z tego, co zaobserwowałem na wielu forach dyskusyjnych w Internecie, nie tylko ja miałem do tego wydawnictwa tak uczuciowy stosunek, ale także setki innych miłośników talentu „barda Solidarności”. Pojawiły się kontrowersyjne komentarze, że wytwórnia chce zarobić na śmierci artysty, czy też dość istotne pytanie – Dlaczego wcześniej tego nie zrobiono, być może wpływy ze sprzedaży uratowałyby Jackowi życie? Dochodziło nawet do bojkotu całego wydawnictwa czy innych absurdalnych oskarżeń czy polemik. Każdy może mieć swoje zdanie w tej sprawie i ma do tego prawo. Jednak do wygłaszania sądów na określony temat potrzebne jest minimum wiedzy, a nie tylko emocje. Większość zainteresowanych osób powinna wiedzieć przecież, że cały projekt wydawniczy związany z przygotowaniem „Syna Marnotrawnego” był prowadzony przy pełnej akceptacji ze strony samego Jacka, który niestety nie ujrzał ostatecznego efektu, ale wiedział o jego wydaniu. Mało kto dostrzegł konieczność zastanowienia się nad tym, czy w związku z możliwą śmiercią artysty takie kompendium w ogóle powinno pokazać się na rynku. Pomaton EMI podjął jednak słuszną decyzję i ja odbieram ją jako hołd złożony wybitnemu twórcy i ukłon w stronę jego miłośników. Dlatego kupiłem cały zestaw i się nim teraz zachwycam, słuchając po raz kolejny starych piosenek, chociaż już z innym ładunkiem emocjonalnym niż kiedyś – oczywiście kilka ważnych faktów historyczno-politycznych z ostatnich dwóch dekad i bolesne rozstanie z Jackiem, nie pozostały tu bez znaczenia. Wiele znanych pieśni – być może właśnie dzięki dystansowi czasowemu – nabrały dzisiaj większego uniwersalizmu, przez co odkryłem i zrozumiałem je na nowo, a nieznane mi dotychczas niektóre utwory kontempluję jak za dawnych lat.
Gdy przesłuchuję ponownie „Mury”, „Raj” czy „Krzyk” przypominają mi się czasy, gdy prowadziłem w Kielcach Klub Miłośników Twórczości Jacka Kaczmarskiego. To były lata przełomowe, nie tylko dla naszego kraju, ale także dla mnie samego. Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku (jak to dziwnie i wręcz archaicznie dzisiaj brzmi ?!). Teraz trudno nawet mnie samemu uwierzyć w to, że w szkole po kryjomu wymienialiśmy się na przerwach powielanymi śpiewnikami z tekstami uwielbianego przez nas „barda pokolenia”. Słuchaliśmy wówczas po cichu wieczornego „Kwadransu Jacka Kaczmarskiego” w Radiu Wolna Europa, nagrywając cały program na kasetach marki „Stilon Gorzów”. Sam przepisywałem później odsłuchiwane wielokrotnie teksty piosenek na starej maszynie, a tam, gdzie nie mogłem usłyszeć poszczególnych wyrazów, ze względu na zakłócenia odbioru i najróżniejsze szumy w eterze (nie)wiadomego pochodzenia, wstawiałem według własnych domysłów pasujące słowa, co dawało miejscami dość indywidualny efekt. Dopiero z czasem mogłem te „odzyskane” teksty zweryfikować z wersjami z innych śpiewników, w których – jak się dzisiaj okazuje – też roiło się od wielu błędów, ale i tak całość robiła na nas olbrzymie wrażenie. Był to z pewnością dla nas swoisty wyraz buntu, ale także wybór świadomej samoedukacji oraz intelektualnego, a nawet emocjonalnego rozwoju.
Nasz klub zaczął intensywnie się rozwijać, wymienialiśmy się tekstami, nagraniami, spotykaliśmy się w różnych miastach grając na gitarach i śpiewając w niebogłosy „Mury”, „Sen Katarzyny II”, „Rejtana”. Sam sięgnąłem po gitarę parę lat wcześniej, też głównie ze względu na chęć samodzielnego grania utworów mojego artystycznego autorytetu. Niezmordowanie „tłukłem” do bólu „Obławę” i„Epitafium dla Wysockiego” oraz całą masę innych pieśni, które wtedy na ogniskach wszyscy znali i chcieli ich słuchać. Zacząłem też poszukiwać wydawnictw z reprodukcjami obrazów, czytałem dzieła literackie (w tym Biblię), oglądałem filmy, do których odwoływał się w swoich utworach Jacek Kaczmarski. Tak poznałem twórczość Bruegla, Boscha, Malczewskiego, Norblina, Muncha, Witkacego, Jasieńskiego, Wysockiego, Baczyńskiego, Tarkowskiego i wielu innych. Zainteresowałem się jeszcze bardziej historią powszechną, mitologią, a nawet religią, w jej najróżniejszych przejawach. Myślę, że wpływ twórczości Jacka Kaczmarskiego na moją młodzieńczą świadomość był – skromnie mówiąc – znaczny. Jacek stał się dla mnie niewątpliwym autorytetem artystycznym, dzięki któremu wkroczyłem w dorosłość jako człowiek intelektualnie ukształtowany, emocjonalnie zrównoważony i politycznie świadomy. I chyba w naszym kraju nie pozostałem pod tym względem przypadkiem odosobnionym.
Po 1989 roku można było usłyszeć Jacka także w Polskim Radio, na początku w programie IV. Tam też, dzięki zaproszeniu z rozgłośni harcerskiej, pomagałem w tworzeniu audycji o twórczości Jacka Kaczmarskiego, co wiązało się z wielokrotnymi wyjazdami do Warszawy, przez co zawaliłem IV klasę szkoły (o zgrozo, w III klasie byłem jedynym uczniem bez „trójki”). Jednak później zrehabilitowałem się sam przed samym sobą, nieprzypadkowo podejmując się decyzję o studiowaniu politologii i nauk społecznych. Miałem też okazję być na koncercie Jacka w klubie „Riviera-Remont”, po jego powrocie do kraju w 1990 roku, a także na jego pierwszym występie – dla mnie historycznym – w moich rodzinnych Kielcach. Po tym kieleckim koncercie po raz pierwszy osobiście mogłem porozmawiać z Jackiem i byłem zdziwiony tym, że dobrze pamiętał naszą wcześniejsza korespondencję i kojarzył nasz Klub, chociaż w tym czasie jego fanklubów działało w Polsce już zapewne dość sporo. Otrzymana wówczas dedykacja w śpiewniku pozostanie dla mnie jednocześnie zakończeniem „podziemnego” okresu kontemplacji twórczości Jacka Kaczmarskiego.
Kolejne lata miały przynieść nowe, ważne utwory, ale także znaczne osłabienie dotychczas prawie masowej egzaltacji dziełami „barda Solidarności”, co oczywiście związane było z komercjalizacją w tych czasach wszystkiego, co tylko możliwe, w tym także twórczości artystycznej. Jacek z czasem stał się twórcą niszowym, elitarnym, docierającym ze swoimi nowymi programami do pasjonatów i świadomych wielbicieli. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych wytwórnia Pomaton zaczęła wydawać poszczególny albumy Jacka Kaczmarskiego na kasetach i płytach CD. Ich wspaniałym uzupełnieniem były śpiewniki z tekstami utworów w oryginalnych wersjach. Całość była wydawana za wiedzą i zgodą artysty. Powoli zaczął zanikać drugi obieg. Mam sporo kaset i płyt Jacka z tego okresu. Cieszyłem się z każdej nowo wydanej publikacji, jednak najbardziej emocjonalnie związany byłem ze starymi kserowanymi wydawnictwami podziemnymi i nagraniami zdobywanymi pokątnie.
Wydaje mi się, że przygotowanie pakietu wszystkich albumów Jacka Kaczmarskiego jako jednego wydawnictwa było w obecnej sytuacji rynkowej przedsięwzięciem niezwykle odważnym ze strony wytwórni. Jednorazowe nabycie 22 płyt CD z praktycznie całym dorobkiem artysty stanowi zapewnie nie lada gratkę dla jego miłośników, ale jakże trudno było oszacować, ilu ich tak naprawdę zdecyduje się na taki poważny wydatek (219 zł). Myślę, że jednak naprawdę warto dokonać takiego zakupu. W jednym pudełku otrzymujemy przecież kompendium twórcze wybitnego artysty naszego pokolenia, barda czasów tak ważnych dla Polski, wspaniałego komentatora otaczającej nas rzeczywistości, artystycznego autorytetu wielu młodych ludzi lat przełomu, dobrego człowieka i Polaka.
Jacku, dziękuje ci za wszystkie twoje utwory!
Tomasz Kosiński, 2005r.
Nadesłał: Robert Siwiec
Przepisał: Michał Mańka
Dziękujemy autorowi – Tomaszowi Kosińskiemu, za zgodę na publikację na stronie.