Gdyby poddał się operacji, być może by żył. Być może…
Jego życie wypełnione było poezją i śpiewem. Bez gitary i koncertowania nie wyobrażał sobie dnia codziennego, ani samego siebie. Kiedy lekarze powiedzieli mu, że ma raka krtani, i że trzeba wszystko wyciąć, nie posłuchał…
Nikt nie wie, czy operacja krtani przedłużyłaby mu życie. Może tak, ale nie byłoby takie do jakiego przywykł. Skończyło się 22 marca dwa lata temu. Tuż po urodzinach dowiedział się, że ma raka przełyku. Zaawansowane stadium choroby. Guz byt tak ulokowany, że artysta nie mógł jeść. Do żołądka wszczepiono mu sondę. Polscy lekarze doradzali operację. Tylko, że potem już nigdy by nie zaśpiewał. Podjął leczenie w Austrii. Tam obiecywali mu, że zniszczą raka bezoperacyjnie. I na to się zdecydował. Nie wszyscy rozumieli jego wybór. Ale Alicja, jego druga połowa, wspierała go we wszystkich postanowieniach. Dodawała otuchy. Od kilku lat była związana z artystą. Razem wychowywali jej córki z poprzedniego małżeństwa. Razem walczyli o jego zdrowie. Choroba sprawiła, że artysta zaczął więcej myśleć o swoich dzieciach: Kosmie (20), synu z pierwszego małżeństwa i Patrycji (17), córce z drugiego związku. Z córką widywał się często, jednak z relacje z synem nie były aż tak ciepłe. Stał się bardziej rodzinny. Przestał intensywnie koncertować… jednak nadal pisał nowe piosenki. Marzył o tym, że jeszcze je zaśpiewa. Od połowy lat 90. znowu koncertował w Polsce, a na jego występy przychodziły setki wielbicieli. Niestety w ostatnim miesiącu choroba znów zaatakowała. Był coraz słabszy, choć nadal starał się żyć normalnie, przyjmował gości, rozmawiał. W Wielką Sobotę rano został odwieziony do szpitala w Gdańsku. Zmarł we śnie o 18.30.
"Rewia" nr 3, 2004r., s. 5.
Nadesłał: Lodbrok.
Przepisała: Beata Kosińska.