Jak wielkie jest powodzenie Jacka Kaczmarskiego i na czym polega fenomen jego twórczości – przekonałem się naprawdę i do końca w obozie internowanych w Darłówku.

Internowani we wszystkich obozach mogą to potwierdzić: piosenka “Mury” stała się protest – songiem i popularnością biła ją tylko pieśń kościelna “Boże, coś Polskę…”, która stała się drugim hymnem narodowym, a – co ciekawsze – i ona funkcjonowała jako protest – song. “Mury” śpiewano podczas głodówek, podczas transportów, podczas odmowy widzeń z rodzinami i w ogóle we wszystkich możliwych sytuacjach konfliktowych między internowanymi a służbą więzienną. Nic dziwnego, refren tej piosenki był już przed wojną sygnałem radia “Solidarność”. Warto zwrócić uwagę na fakt, że stało się to trochę wbrew intencjom Jacka. “Mury” są piosenką o wolności jednostki, o jej zagrożeniach, o tym, że każda rewolucja na pewnym etapie zwraca się przeciwko swoim bardom. “Solidarność” nie przyjęła tego do wiadomości, nie przyjęła do wiadomości ostatniej zwrotki piosenki Jacka, a słowa refrenu po pierwszej zwrotce uczyniła sygnałem wiary:

Wyrwij murom zęby krat!
Zerwij kajdany, połam bat!
A mury runą, runą, runą
I pogrzebią stary świat!

Dziś chyba już nie ma sensu kruszyć o to kopii. “Solidarność” potrzebowała wiary i nadziei, które odnalazła między innymi w zacytowanym refrenie. Intencje Kieżmarskiego, znaczenie i wagę tekstu jego piosenki Czytelnik oceni sam.

Fenomen jego twórczości polega na tym, że – jak żaden dotychczas piosenkarz, autor tekstów i kompozytor – zjednoczył pokolenia. Z równą żarliwością słuchają go bohaterowie ostatniej wojny, młodzi i starzy chłopi, robotnicy ze stoczni, profesorowie uniwersytetów i dwudziestoletni chłopcy z Niezależnego Związku Studentów. Nadzwyczajność kariery Jacka polega na tym, że zrobił ją w sercach i w świadomości ludzkiej. Nie jest to po prostu modny pieśniarz, idol pokolenia. Jest to wyraziciel treści, którymi żyje naród w całym swoim przekroju.

Jak do tego doszło?

Jacek Kaczmarski urodził się w 1957 roku w Warszawie. Rodzice, oboje plastycy, mieli niewątpliwy wpływ na wychowanie plastyczne Jacka, jego wrażliwość na malarstwo, jego edukację wizualną. W związku ze studiami rodziców w ZSSR przyszły piosenkarz bardzo wcześnie poznał ballady rosyjskich bardów, z których największy wpływ wywarł na niego Włodzimierz Wysocki. Sam mówi o sobie: “Byłem wychowany od początku do końca na kulturze wschodnioeuropejskiej, żeby nie rzec rosyjskiej i sowieckiej, ale również polskiej romantycznej, z kolosalnym szacunkiem dla formy, dla dopracowania, dla klasycznych rozwiązań muzycznych”. Studia polonistyczne kończy w 1980 roku już jako znany piosenkarz i balladzista. Po raz pierwszy występuje publicznie w 1977 roku. Śpiewa wówczas “Przedszkole” i “Obławę” według Włodzimierza Wysockiego. W latach 1977-1980 dostaje nagrody na wszystkich ważniejszych festiwalach piosenki kabaretowej i poetyckiej. Występuje półoficjalnie i nieoficjalnie – na imprezach organizowanych przez opozycję demokratyczną. Mimo że funkcjonuje także oficjalnie (w ruchu studenckim), nie jest dopuszczany, ze względu na treść swoich piosenek, do radia i telewizji. Jest to, obok charakteru, zapewne drugi czynnik chroniący go przed pokusami estradowości, przed komercjalizacją talentu. W tym okresie (w roku 1979) powstaje pierwszy program politycznopoetycki “Mury”, którego współtwórcami byli Przemysław Gintrowski i Zbigniew Łapiński.

Już w “Murach” Kaczmarski ujawnia wielką wrażliwość na historię i zmysł historiozoficzny, który pozwala mu na poetyckie analogie i na ukazywanie ciągłości polskiego losu. To właśnie z tego programu pochodzi piękny wiersz (o ile słowo “piękny” jest tu adekwatne) “Krajobraz po uczcie”, kończący się wiernym cytatem z aktu abdykacji Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Po “Murach” powstają programy “Raj” (1980) i “Muzeum” (1981). Znamienne jest, że w roku 1981, w czasach “Solidarności”, kiedy odwaga stała się na chwilę jednym z najtańszych towarów, Jacek wraca do refleksji historiozoficznej, pisze cykl piosenek o dziewiętnastowiecznych i dwudziestowiecznych dziełach malarzy polskich, przywracając je współczesności. Z tego okresu pochodzi dramatyczny i gorzki “Rejtan czyli raport Ambasadora” do obrazu Jana Matejki i drapieżny w swej szarości “Czerwony autobus” do obrazu Linkego.

Okres “Solidarności” to dla Jacka, jak dla wielu twórców, okres częściowego uwolnienia od cenzury, okres niedosypiania, podróży, występów na wiecach, występów na strajkach, niekończących się rozmów, a także okres zdobywania serc ludzkich. Dużo później Jacek wyzna, że był to dla niego okres najcięższy i najbardziej stresujący, choć właśnie wtedy dostaje nagrodę Festiwalu w Opolu za wspaniałe, wizjonerskie “Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”, a w niedługi czas potem “Srebrny Knebel” Przeglądu Piosenki Prawdziwej w Gdańsku.

W październiku 1981 roku Jacek wyjeżdża na tournee do Francji, gdzie zastaje go stan wojenny. W jego biografii artystycznej musi to być i jest wydarzenie przełomowe. Do tej pory był wrażliwym intuicjonistą korzystającym z narodowej pamięci, z doświadczeń innych, opisującym to, czym Polska była i co jego naród przeżył. Nagle, po raz pierwszy w życiu, dosięga go bezpośrednio historia, ta sama, o której śpiewał, i poprzez wstrząs, poprzez dramat osobisty, który przeżył, Jacek z historiozofa staje się uczestnikiem i świadkiem historii. To otwiera dla jego twórczości nowe perspektywy, choć nie od razu, jak po każdym wstrząsie. Przyznaję, że w biografii artystycznej Jacka jest to okres najbliższy mi i osiągnięcia tego okresu cenię sobie najwyżej.

Oddarty od rodziny, od ojczyzny, od korzeni Jacek dokonuje wyborów jednoznacznych; angażuje się we wszystkie akcje protestu i działalność, która jest przedłużeniem działalności “Solidarności” w Polsce, a także – i przede wszystkim – decyduje się śpiewać.

Już w styczniu powstają pierwsze wstrząsające piosenki, jak na przykład słuchana i wtedy i dziś ze ściśniętym sercem “Prośba”, która jest prośbą o wytrwanie w nienawiści:

Mów mi to co dzień: oni górą
Jakbyś w twarz raz po raz mi pluł.
Chrzest dadzą bezimiennym murom
Seriami kul tłum tnąc na pól.

Postawią miasta sierocińców,
Nabierze mocy życia smak.
Nim wyjrzy ludzka twarz zza sińców:
Mów mi, ach, mów, że będzie tak!
Przy podpalonych bibliotekach
Lud sine ręce będzie grzał
I odnotuje to bezpieka
Kto przy tym płakał, kto się śmiał.

Dawnych znajomych nazwiskami
Mignie rubryka – zawód: kat
A nas obwoła ktoś zdrajcami
Mów mi, ach, mów, że będzie tak
Nasi najbliżsi w topach hycli.
Cośmy robili – śledztwo trwa.
W przedszkolach gwiazdka dla milicji,
Wojsko na placach i we snach.

Starcy mrą niepotrzebni światu,
Co dotąd przecież krążył wspak.
Zamiast “Jak się masz!” – “Dać go katu!”
Mów mi, ach, mów, ze będzie tak!

Bo kiedyś może się przydarzyć,
Że z którymś z nich powtórzę błąd
Szukając uczuć w jego twarzy
Zamiast go zabić z zimną krwią.

Zamiast zacisnąć drut na szyi
I krtań w ostatni skręcić krwiak.
Chcę słyszeć, jak przed śmiercią wyje –
Mów mi, ach, mów, ze będzie tak!

Wybór Jacka jest dramatyczny, ale i niezwykle konsekwentny. A co ważniejsze, ani przez moment nie rozmija się on z intencjami i uczuciami ludzi w kraju, z ich walką, z ich dążeniami, także wtedy, gdy jak w “Linoskoczku” formułuje program na życie i na twórczość:

Po takiej drodze trzeba iść!
Kaleczyć stopy! Wargi gryźć!
Gdy z lewej próżna wolność, z prawej kat cię niańczy!
Pod stopą mieć kolczasty nic!
Tak długo, aż nie pęknie – żyć
Pokazać światu, że i po niej można tańczyć!

W czasie stanu wojennego powstają piosenki będące poetyckim, często tragicznym komentarzem do wydarzeń bieżących, na przykład “Kołysanka dla dzieci”, a także w drugim, równoległym nurcie, piosenki będące poetyckim uogólnieniem, metaforą polskich losów, na przykład świetne artystycznie “Epitafium dla Brunona Jasieńskiego”, pokazujące bankructwo życia komunisty, polskiego poety futurystycznego, doskonały pastisz oparty na motywach twórczości autora “Buta w butonierce” i napisany jego językiem.

W “Koncercie fortepianowym” Jacek zwraca się z bezpośrednią inwokacją do Jaruzelskiego:

Do fortepianu – po cos siadał, chamie?!
Nie wydobędziesz zeń dźwięku rozkazem.
Pod pięścią pryśnie kość i klawisz złamiesz,
Ale nie zabrzmią dziejowe pasaże.
(…)
W szkłach czarnych, zamiast nut studiujesz, co dnia
Zawite klątwy wschodnich alfabetów.
Lecz nawet obce’ nie zagrasz melodii,
Trzeba się schylić! Pozbyć się gorsetu!
(…)
Gdy umrzesz – trumny, które z fortepianów
Zbijać kazałeś o milczącym świcie,
Muzykę dotąd zagrają nieznaną:
Marsz Żałobny – co obwieszcza życie.

Szczególnym wyrazem tego okresu w twórczości Jacka, szczególnym dokonaniem jest “Zbroja”, z której przebija wiara w uniwersalne wartości chrześcijańskie, w pamięć narodową, która ocala, w ludzką godność. “Zbroja” w paradoksalny sposób jest optymistyczna:

Wrzasnęli hasło – wojna!
Zbudzili hufce hord
Zgwałcona noc spokojna
Ogląda pierwszy mord
Goreją świeże rany
Hańbiona płonie twarz Lecz nam do obrony dany Pamięci pancerz nasz
“Więc choć za ciosem pada cios
I wróg posiłki śle w konwojach Nas przed upadkiem chroni wciąż Zbroja

Pisząc te słowa mam głęboką świadomość niedosytu, połowiczności tego, o czym piszę. Fenomen piosenki Kaczmarskiego jest złożony z jednakowo ważnych elementów: przesłania poetyckiego, sugestywnej osobowości autora, jego niezwykłych talentów interpretacyjnych i wielkiej siły głosu; słowem, ekspresja Jacka wypowiada się we wszystkim, co składa się na jego talent i twórczość. Niektóre teksty Jacka mogą się nie obronić w oczach krytyka literackiego, niektóre jego kompozycje mogą się – być może – nie obronić w oczach krytyka muzycznego. Naprawdę jednak liczy się fakt, że na jego koncercie w ogóle takie dylematy nie zaistnieją.

W stanie wojennym Jacek wkroczył w wiek męski swojej twórczości. Czy będzie to wiek klęski? Nie sądzę. Chociaż czeka go niezwykle trudne zadanie – być bardem śpiewającym w języku mało znanego kraju środkowoeuropejskiego. W Stanach Zjednoczonych byłby Bobem Dylanem, w Związku Sowieckim – Włodzimierzem “Wysockim. Piszę to absolutnie świadomie, ponieważ uważam, że talentem i głosem Kaczmarski co najmniej Wysockiemu dorównuje, za to zdecydowanie przewyższa go charakterem i wyborami polityczno – moralnymi, których dokonał.

Jacek Bierezin

Tekst po raz pierwszy pojawił się w 1983 roku jako wstęp do “Wierszy i Piosenek”

Jacek Bierezin
"Obserwator Wielkopolski", XII 1990r.

Nadesłał: Paweł Konopacki