„Między nami” — taki tytuł nosi najnowsza płyta Jacka Kaczmarskiego, której oficjalna premiera odbędzie się niebawem, a piosenki na niej nagrane artysta już wykonuje na nielicznych na razie występach, które wkrótce przekształcą się w regularną trasę koncertową.
Jednocześnie ukażą się dwie, ważne w dorobku autora „Murów”, książki: powieść „Plaża dla psów” i zbiór jego blisko pięciuset (! ) tekstów wydanych pod tytułem „A śpiewak także był sam”. Ukoronowaniem tego kolejnego pobytu w ojczyźnie „naszego człowieka w Australii” będzie koncert w warszawskiej Sali Kongresowej, na którym ponoć znów usłyszymy „jedyne takie trio”, a więc Jacka Kaczmarskiego do spółki z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim. O ile dobrze pamiętam, ostatnio taki występ miał miejsce sześć lat temu po nagraniu „Wojny Postu z Karnawałem”.
Na razie mam przed sobą „szczotki” obu książek Kaczmarskiego, które w sprzedaży znajdą się na przełomie kwietnia i maja. Niewątpliwie więcej emocji wzbudzą poezje (prawie) zebrane autora „Rozbitych oddziałów”. Jeśli chodzi o „Plażę dla psów”, to ukazuje się ona w głośnej już serii Muzy — „Sami swoi”. Powinna być to gratka zarówno dla fanów Kaczmarskiego, jak i dla — nielicznych wprawdzie, ale wytrwałych — miłośników współczesnej prozy polskiej. Fakt, że akcja „Plaży. .. ” rozgrywa się na antypodach, nie ma nic do rzeczy. Kaczmarski napisał powieść w równym stopniu: sensacyjną, polityczną, obyczajową, polityczną, erotyczną, psychologiczną, podróżniczą i przyrodniczą, a nawet — jakby ktoś się uparł — autobiograficzną. Z tego miszmaszu film byłby pewnie znakomity, w myśl recepty Marka Hłaski na wzorcowy produkt X Muzy, jaką sprokurował w „Pięknych dwudziestoletnich”. Może taki obraz powstanie, ale że i poprzednia powieść Kaczmarskiego „Autoportret z kanalią” bardzo długo czeka na ekranizację, skupmy się na wydanym przez Volumen zbiorze jego tekstów piosenek, ballad i pieśni. A jest na czym, jako że 500 wierszy w jednym tomie — i to jednego współczesnego autora! — zdarza się w Polsce raz na dziesiątki lat
Karmaniola
Jacek Kaczmarski na estradzie studenckiej pojawił się w drugiej połowie lat 70. Śpiewał w „Rivierze”, współtworzył m. in. ze Stanisławem Klawe „Piosenkariat”, potem występował w duecie z Przemysławem Gintrowskim. Na Festiwalach Piosenki Studenckiej w Krakowie wyprzedzał konkurencję o tyle długości, że jurorzy sugerowali żartobliwie, by przyznać mu abonament na pierwsze nagrody dopóki nie ukończy studiów. Od sukcesów studenckich daleko było jednak do zaistnienia na estradzie profesjonalnej, przynajmniej dla Kaczmarskiego. Korzystając z SZSP-owskiego „parasola” mógł co najwyżej nagrać jedną czy dwie piosenki na składankowej kasecie. O wydaniu płyty nie mogło być mowy. Umożliwiono mu jednak, wraz z Gintrowskim, występy w Teatrze Na Rozdrożu. Tam też zaczął zarabiać pierwsze prawdziwe pieniądze.
Nie do końca ma jednak rację Stanisław Stabro, pisząc w przedmowie do „A śpiewak także był sam”, że artysta „ze względu na obostrzenia cenzuralne, znany był jedynie w środowiskach studenckich i w tzw. drugim obiegu oraz w kabarecie >>Pod Egidą<< Jana Pietrzaka. W październiku 1981 roku Kaczmarski wyjechał do Francji, gdzie w grudniu dosięgnęło go ogłoszenie stanu wojennego w Polsce”. Pomija tym samym Stabro gorące miesiące między sierpniem 1980 a wspomnianym październikiem 1981 r. , w którym to czasie zdążył Kaczmarski w gdańskiej „Olivii”, na Festiwalu Piosenki Prawdziwej poruszyć sumienia „Świadkami” i „Wigilią na Syberii” oraz wręcz porazić publiczność amfiteatru opolskiego (a z nią miliony telewidzów) wstrząsającym „Epitafium dla Wysockiego”. Nawiasem mówiąc, na nowej płycie „Między nami” znajduje się wzruszające „Pożegnanie Okudżawy”, dowodzące, że autor „Obławy” potrafi jak mało kto wchodzić w czyjeś światy artystyczne, w czyjeś poetyki. Przy tym — i tu wypada się zgodzić ze Stanisławem Stabro — nie należy przeceniać wpływu, jaki na Kaczmarskiego wywarli zarówno rosyjscy bardowie (można w tym miejscu wspomnieć jeszcze Galicza) , jak i balladziści w rodzaju Cohena czy Dylana, a tym bardziej Wojciech Młynarski, do którego w początkach twórczości dość natrętnie porównywano autora „Karmanioli”.
Sentymentalna panna „S”
Po 13 grudnia 1981 r. Jacek Kaczmarski pozostał za granicą, gdzie wdał się w politykę, konkretnie w działalność Komitetu Solidarności z „Solidarnością”. O tym, co zdążył zdziałać na tej niwie, do dziś krążą legendy, których jednak nie mam zamiaru powtarzać, zwłaszcza że w jakiejś mierze Kaczmarski rozliczył się z tym okresem swojego życia w powieści „Autoportret z kanalią”.
Lata 80. o tyle były jednak korzystne dla wciąż jeszcze młodego (ur. 1957) artysty, że to właśnie wtedy zjeździł świat, koncertując w prawie wszystkich większych skupiskach polonijnych. To wówczas przyklejono mu etykietę „barda >>Solidarności<<„, z czego nie zawsze był zadowolony; wkrótce też okazało się, że jest raczej krnąbrnym sługą „sentymentalnej panny „S”
W kraju słuchaliśmy go z „drugoobiegowych” kaset i, przede wszystkim, z Radia Wolna Europa, gdzie miał stałą audycję „Kwadrans Jacka Kaczmarskiego”. Napisał w tamtych latach masę piosenek, z których jednak — o czym możemy teraz się przekonać, czytając „A śpiewak także był sam” — próbę czasu wytrzymały tylko nieliczne. Taka była cena uprawianej wtedy przez Kaczmarskiego — wzorem jego poprzednika, Mariana Hemara — publicystyki politycznej, nie tylko wierszowanej, ale i śpiewanej. W polemikach z Urbanem, Kiszczakiem czy Jaruzelskim trudno było wznosić się na wyżyny artystyczne.
Do Polski Jacek Kaczmarski wracał na raty, najpierw korzystając z urlopów w RWE, później po rozwiązaniu rozgłośni — osiadł w kraju, nie na długo jednak, gdyż w 1995 r. wyemigrował z rodziną do Australii, znajdując — czy na zawsze? — życiową przystań w Perth. Obecnie dzieli czas między Australię i Polskę, będąc jednym z naszych nielicznych rodaków, mieszkających „tam”, a zarabiających „tu”.
Z chłopa król
500 utworów składających się na „A śpiewak także był sam” w pewnym stopniu usprawiedliwia złośliwe nieco porównanie Kaczmarskiego do Józefa Ignacego Kraszewskiego, słynącego z ogromnego dorobku pisarskiego. Ale jest też tom Kaczmarskiego dowodem jego gigantycznej pracy — artystycznej i, nie waham się użyć tego słowa, obywatelskiej. Jego pieśni nie tylko komentowały polską rzeczywistość, ale w wielu wypadkach okazywały się profetycznymi. Tak było, na przykład, gdy Kaczmarski (w kwietniu 1989 r. !) napisał wiersz o Wałęsie „Z chłopa król”. Zarzucono mu zaraz, oczywiście, odejście od ideałów „Solidarności”. Po latach napisze z ironią:
„Byłem już zdrajcą i pomnikiem, Degeneratem, bohaterem, A wszystkie twarze były szczere. ” Tom „A śpiewak także był sam” podzielony jest na 26 cyklów. Ich tytuły nie tylko przypominają najważniejsze utwory Kaczmarskiego, ale i etapy jego życia: „Mury”, „Raj”, „Muzeum”, ” Krzyk”, „Niewolnicy”, „90 dni spokoju”, „Zbroja”, „Przejście Polaków przez Morze Czerwone”, „Mój Zodiak”, „Kosmopolak”, „Notatnik australijski”, „Pięć sonetów o umieraniu komunizmu”, „Wojna Postu z Karnawałem”, „Sarmatia”, „Szukamy Stajenki”, „Pochwała łotrostwa”, „Muzeum — aneks”, „Z baśni dzieciństwa”, „Lektury szkolne”, „Varia 71/ 81”, „Varia 82/ 94”, „Poematy”, „Skruchy i erotyki dla Ewy”, „Tłumaczenia i adaptacje”, „Między nami”.
Z najnowszych utworów, poza „Postmodernizmem”, który publikujemy obok, największe wrażenie robią: tytułowy „Między nami”, „Przyczynek do legendy o św. Jerzym” i poświęcone dziadkom artysty „Dęby”. Miłośników twórczości Kaczmarskiego zainteresują też, z pewnością, teksty wcześniejsze, rzadziej lub nigdy (! ) nie wykonywane, jak arcyciekawe „Requiem rozbiorowe”.
Mury
„A śpiewak także był sam” udowadnia, że w przeszłości zbyt łatwo klasyfikowano Jacka Kaczmarskiego wyłącznie jako barda opozycji, kontestatora, wiecznego buntownika. Nieprzypadkowo Stanisław Stabro akcentuje wymowę puenty „Murów”, mówiącej o katastrofie wolności rodzącej nowe tyranie. „W klimacie panującym u schyłku lat siedemdziesiątych niewielu było chętnych do zastanawiania się nad takimi pozornie wyłącznie teoretycznymi problemami — pisze Stabro. — Ale i dzisiaj sytuacja niewiele się zmieniła. Puenta >>Murów<< wyraźnie sprzeczna z duchem jakiegokolwiek kolektywizmu, w tym także rewolucyjnego, jest przez część publiczności nadal ignorowana”
Swoją nową płytą ” Między nami”, powieścią „Plaża dla psów”, jakże różną od całej dotychczasowej twórczości, i zbiorem „A śpiewak także był sam” przypomina się nam Jacek Kaczmarski. Jeszcze raz.
Krzysztof Masłoń
"Rzeczypospolita" nr 68, 22 IV 1998r.