Jacek Kaczmarski jest od co najmniej kilku lat najpopularniejszym poetą polskim. Ten z pozoru truizm nie jest wszakże tak oczywisty, by nie wymagał kilku słów komentarza.

Najpopularniejszy? Tak, krąg odbiorców twórczości autora „Naszej klasy” jest z pewnością szerszy od kręgu odbiorców poezji Herberta czy nawet Miłosza. Zapewne kilka lat temu mogliby pod względem popularności konkurować z Kaczmarskim najciekawsi poeci rockowi – Janerka, Klatt, Kazimierz Staszewski – obecnie wszakże ten nurt artystyczny zatracił u nas swą dynamikę z pierwszej połowy dekady i zakładając, że nadal powstają w jego ramach interesujące utwory, krąg ich odbiorców zdecydowanie się zawęził.

Poeta? Tak, poeta. Stosunek do literatury jest w Polsce bardzo akademicki. To nie Ameryka, gdzie już w latach sześćdziesiątych na seminariach literaturoznawczych analizowano twórczość Paula Simona czy Boba Dylana. Tutaj o nominacji na poetę przesądza nie tyle charakter pisanych przez danego autora utworów, lecz sposób ich rozpowszechniania, ograniczony tylko i wyłącznie do cywilizacji gutenbergowskiej.

Czy to co się śpiewa, nie bywa poezją? Zdaniem odbiorców – tak, zdaniem krytyków – nie. W podsumowaniach dotyczących literatury minionej dekady rzadko napotyka się nazwisko Kaczmarskiego; fakt, że był on jedną z najważniejszych postaci w sztuce polskiej tego okresu nie ma wpływu na krytyczno – literacką hierarchię. Cóż o tym sądzi sam zainteresowany, nie wiadomo.

Wiadomo natomiast, że przed laty, na warszawskiej polonistyce, pisał on pracę magisterską poświęconą ulotnej poezji politycznej okresu przedrozbiorowego. Byłaby to wskazówka, świadcząca, że Kaczmarski manifestował w ten sposób swoje uznanie dla sztuki, która towarzyszy swoim czasom nawet za cenę pewnej doraźności, rezygnacji z formalnego mistrzostwa.

Nie byłaby to przecież cała prawda. Oczywiście, Kaczmarski napisał wiele piosenek, które znaczyły najwięcej w momencie, gdy powstawały, które pozbawione swojego pierwotnego kontekstu sytuacyjnego mogą wręcz wydawać się nieczytelne. Dotyczy to niektórych najstarszych piosenek autora „Naszej Klasy”, dotyczy to wielu „śpiewanych felietonów” z okresu stanu wojennego, które docierały do kraju za pośrednictwem Radia Wolna Europa.

Wszelako bieżąca publicystyka z reguły stanowiła jedynie punkt wyjścia twórczości Kaczmarskiego. Nawet wspomniana „Nasza klasa”, umieszczona przecież w bardzo konkretnych realiach stanu wojennego, stała się uniwersalną ( przynajmniej w wymiarze generacyjnym ) opowieścią o polskiej diasporze.

Dążenie do budowania ( już to na aktualnym konkrecie, już to w formie przypowieści ) sytuacji uniwersalnych było zresztą niemal od samego początku obecne w jego piosenkach. Byłażby to kolejna lekcja, którą Kaczmarski wyniósł ze swych historyczno-literackich zainteresowań? Wszak okres Sejmu Wielkiego, Konstytucji i rozbiorów to nie tylko czas poezji ulotnej, to zarazem okres formowania się polskiego klasycyzmu. I oto spostrzegamy, że w piosenkach Kaczmarskiego tyleż publicystyki, co klasycystycznej filozofii literatury.

Historia nie przemija; stworzone przez nią figury losu jednostek i społeczeństw zachowują swoja aktualność. I tak Kaczmarski rozszerza spektrum swych zainteresowań artystycznych. Obok tradycyjnych motywów dwudziestowiecznej poezji śpiewanej, w jego utworach rychło pojawiają się historia, kultura, Biblia.

Historia. Jarosław Maria Rymkiewicz w „Rozmowach polskich” przywołał – jako przestrogę – los umarłej i zapomnianej kultury Jaćwingów. Kaczmarski już w początkach swej działalności wpadł na podobny pomysł. „Pompeja” a z drugiej strony „Rejtan” i inne piosenki osadzone w realiach tuż-przedrozbiorowych opisują rzeczywistość na chwilę przed zagłądą. Ludzie tam jedli, pili, kochali się nieświadomi nadciągającej katastrofy.

Miało to swój sens w swoiście dekadenckiej Polsce „schyłkowego Gierka” ( gdy Kaczmarski te piosenki napisał), okazało się także – na inny sposób aktualne – w Polsce po 13 grudnia, gdy mimo licznych zapowiedzi katastrofy, nikt w jej nadejście nie chciał uwierzyć. W podobny sposób odnajdywał Kaczmarski ” wieczną aktualność” w innych figurach polskiego losu; tak funkcjonowały inspirowane obrazami Jacka Malczewskiego „Wigilia na Syberii” i „Pod wielką mapą imperium”*:

ten ściągnął buty, tarł palce
ten nogą zdrętwiałą kołysze
ten jeszcze myśli o walce
ten Odyseję swą pisze

Konkretne doświadczenie historyczne nabierało w ten sposób cech uniwersalnych, modelowych; w roku 1982 zacytowany fragment mógł być znakomitym mottem do rozważań o sytuacji polskiej po stanie wojennym. W tym samym przecież nurcie rozważań mieści się wiele późniejszych piosenek Kaczmarskiego, najnowszą z nich jest publikowany obok „Cromwell”.

Sztuka. Sztuka pojawiła się w utworach Kaczmarskiego jako temat, lecz także jako sposób mówienia o rzeczywistości. Nieprzypadkowo ( i zapewne nie tylko z racji edukacji rodzinnej ) Kaczmarski stworzył ongiś „Muzeum”, cykl piosenek inspirowanych obrazami. W obrazach tych dostrzegł poeta jakiś zatrzymany fragment dziejów, również nadający się do uniwersalizacji – tak, jak w „syberyjskich” obrazach Malczewkiego, jak w obrazie Masłowskiego ( Wiosna 1905) powtarzający się dramat polskiej młodości, desperacko próbującej walczyć ze zniewoleniem.

Lecz Kaczmarskiego fascynują także losy artystów. Tak jakby losy ludzkie odbijały się w ich biografiach w większym skupieniu. Bohaterami piosenek są m.in. Witkacy, Bruno Jasieńki, Włodzimierz Wysocki, Armando Valladares ( poeta kubański, uwięziony na przeszło dwadzieścia lat przez Fidela Castro). Mamy tu całą gamę możliwych postaw wobec rzeczywistości: od fatalnego uwiedzenia trującą ideologią ( w okrutnym wobec bohatera „Epitafium dla Brunona Jasieńskiego”) po desperacki heroizm Wysockiego i wierność wartościom ( w poświęconych Valladaresowi, a może walczącej o jego uwolnienie żonie, „Listach”).

Wszelako najbardziej może uniwersalne przesłanie na temat sztuki zawarł Kaczmarski w „Murach”. „Mury” to autorska wypowiedź Kaczmarskiego, mimo , że jej pierwowzorem była piosenka katalońskiego barda Luisa Llacha**. Tyle, że u Kaczmarskiego pieśniarz po zwycięstwie rewolucji, do której zagrzewał, znów pozostaje samotny, tłum zaś, porwany niegdyś do walki mocą jego pieśni, teraz zwraca swą wrogość przeciwko artyście, obrażony jego niezależnością.

Przesłanie „Murów” jest konstatacją: tłum zawsze zwróci się przeciwko niezależnemu artyście, nawet jeśli go wcześniej wielbił ( a może właśnie dlatego). Manifestem: niezależność jest wartością, której nie wolno artyscie zaprzepaścić, nawet za cenę utracenia poklasku tłumu. Jest także swoistym autoproroctwem Kaczmarskiego, proroctwem, które na naszych oczach zaczyna się spełniać. Zagrzewający do boju („Zbroja”), wyśmiewający generałów i kolaborantów (” Koncert fortepianowy”, „Marsz intelektualistów”) piewca podziemnej Polski stanu wojennego, zaczyna teraz wolnym Polakom mówić rzeczy przykre.

To chyba będzie dobry czas na jego twórczość. Lecz czy nadal będziemy kochali jego piosenki?

Piotr Bratkowski
"Po prostu" nr 39, 1990r.

* – Prawidłowy tytuł: „Zesłanie studentów”
* * – Prawidłowy zapis: Lluis Llach

Nadesłała: Karolina Sykulska
Przepisała: Teresa Mach