Gdy śpiewał, tłum spijał z jego ust każdy wers. Był legendą. Dla jednych wieszczem, dla innych symbolem pokolenia ludzi walczących o inną Polskę. Sam Kaczmarski nazywał siebie „krnąbrnym sługą pani S.” Choć – jak w piosence „Mury” – czuł się w swej walce niezrozumiany. – Z jednej strony byłem dumny, z drugiej rozczarowany, że ludzie nie zrozumieli tego, co napisałem. Albo nie chcieli zrozumieć. Śpiewali: „wyrwij murom zęby krat”, „a mury runą, runą”, ale już trzecią zwrotkę ze słowami „a mury rosły” opuszczali… – opowiadał w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.
Lecz nie skończyła się obława i nie śpią gończe psy. I giną ciągle wilki młode na całym świecie! Nie dajcie z siebie zedrzeć skór! Brońcie się i wy!
Wszystko zaczęło się od „Obławy”. Zadebiutował w 1977 r. na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, gdzie zdobył pierwsze miejsce za interpretację utworu „Obława” według Wysockiego. Dwa lata później zaczął współpracę z Przemysławem Gintrowskim i Zbigniewem Łapińskim. Przygotowali programy: „Mury”, „Raj” i „Muzeum”. Tytułowy utwór pierwszego z nich stał się hymnem pokolenia „Solidarności”, a sam Kaczmarski doczekał się statusu barda – poety, który mówi własnym głosem o rzeczach ważnych dla wielu.
Jestem postacią na wskroś tragiczną, najtrudniejszegom dokonał wyboru: między obozem dla prawomyślnych a honorami i łaską dworu.
Gdy wybuchł stan wojenny, był we Francji. Choć źle się czuł na emigracji, postanowił pozostać za granicą. Pracował w Radiu Wolna Europa, wydawał książki, koncertował. Do Polski powrócił w latach 90. Po powrocie już nie chciał wykonywać politycznych tekstów. Zaczął walkę z własnym mitem „narodowego twórcy”.
Zabrakło grajka, co by grą czarował.
Artysta zafascynował widownię odważną – albo lepiej: heroiczną – interpretacją własnych wierszy poruszających po raz pierwszy w całej polskiej poezji śpiewanej tematykę historyczną, polityczną, narodową, choć nie stronił nigdy od tematyki współczesnej. Wprost przeciwnie, czego przykładem gorzki komentarz w utworze „Nasza klasa”. Opisał tam sytuację własnego pokolenia, które uciekało z Polski. Po latach okazało się, że tekst nie stracił na aktualności i że młodzi ludzie nadal szukają szczęścia gdzieś daleko.
Żyj wreszcie po to, krucha istoto, by życia cenić cud.
Kilka lat temu Jacek Kaczmarski zachorował na raka krtani. Przed dwoma laty przeszedł operację. W wielu miastach Polski odbyły się koncerty i akcje charytatywne, z których dochód przeznaczono na rekonwalescencję artysty. Jednym z większych był koncert w Sali Kongresowej. Zagrali m.in. Przemysław Gintrowski, Zbigniew Hołdys, Krzysztof Daukszewicz, Kayah, Lora Szafran, Mietek Szcześniak, Ryszard Rynkowski, T.Love, Kabaret Moralnego Niepokoju, Otto, Marcin Daniec i Tadeusz Drozda. Kaczmarski był bardzo wzruszony tą pomocą. Jego przyjaciel Antoni Pawlak właśnie przygotowuje do druku tomik jego poezji, który w najbliższych tygodniach ukaże się nakładem wydawnictwa Towerpress (dochód ze sprzedaży miał być przeznaczony na leczenie artysty…). W sobotę Jacek Kaczmarski przegrał walkę z chorobą. Pogrzeb odbędzie się prawdopodobnie na Powązkach. Jeszcze w tym tygodniu w Gdańsku jego ciało zostanie skremowane.
Katarzyna Adamiak
"Gazeta Wyborcza" (Metro), 12 IV 2004r.