My, starzy ludzie w autobusie
Nie powinniśmy jeździć nim
Lecz nie wybiera ten kto musi
Kto wybrać nie ma w czym
Miejsca już dawno są zajęte
Zostało tyle żeby stać
I czekać aż w uliczki kręte
Autobus zacznie gnać
Dokoła obce plecy tkwią
I wszyscy patrzą gdzieś nad nami
Podczas gdy nasze ręce drżą
Wciąż się mijając z uchwytami!
Szarpnął! Tracimy równowagę
Wspieramy się na byle kim
Kto cofa się jak przed zniewagą
I patrzy wzrokiem złym
A my przeprosić przybrać pozy
Już nie jesteśmy w stanie bo
Źrenice nasze pełne grozy
W kierowcę wbite są
Kierowca o nas ani dba
Wpatrzony w drogi swojej znaki
To przyhamuje to znów gna
Na swym fotelu tkwiąc okrakiem
A nam dostępu brak do okien
A nam dostępu brak do drzwi
A każdy staje do nas bokiem
I w duchu z niedołęstwa drwi
I na właściwym wyjść przystanku
Nigdy nie było dane nam
W panice lgnąc do drzwi bez klamki
Patrzymy – to nie tam!
Ze skargą do kierowcy znów
Aż ktoś nie przerwie narzekania
Napis wskazując nam bez słów
Że z Nim rozmawiać się zabrania!
Lub pasażerów chór nas zdławi
I dobrotliwie skarci nas
Dwie możliwość nam zostawi:
Pętlę – lub do zajezdni zjazd!
Jacek Kaczmarski
1976
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
Ja nienawidzę siebie, kiedy tchórzę,
Gdy wytłumaczeń dla łajdactw szukam swych,
Kiedy uśmiecham się do tych, którym służę,
Choć z całej duszy nienawidzę ich!
Ilustrują one prosty psychologiczny mechanizm przeniesienia nienawiści do siebie za niedoskonałość i upokorzenie na zewnętrznych sprawców lub tylko świadków tegoż. Ale ci, “którzy służyli” w latach 70., nie byli godni nienawiści. Reprezentowali system, anonimowy mechanizm ubezwłasnowolnienia. Kierowca ze “Starych ludzi w autobusie”, z którymi rozmawiać się zabrania, megafony z “Poczekalni”. Nie można powiedzieć, żeśmy nienawidzili Gierka – przestaliśmy mu wierzyć, gardziliśmy nim za kłamstwa i pozy, ale to nienawiść doprowadziła do powstania “Solidarności”. “Solidarność” roku 80. akceptowała nas, czyli siebie samą, takimi, jacy byliśmy. Zdeformowani przez system, chromi. “Kto w twierdzy wyrósł – po co mu ogrody?”, “wolnych poznać po tym, że kulawi…”. Wtedy jeszcze instynktownie być może rozumiano, że trudno nienawidzić ludzi za kalectwo, że to niegodne. Śpiewaliśmy więc “Modlitwę o wschodzie słońca” Tennen-bauma i Gintrowskiego, jako wyraz wiary w możliwość zapanowania nad własną małością
Opracował: Lodbrok