Pierwsze 4-5 lat grałeś w gronie rodzinnym i dla przyjaciół. Kiedy wystąpiłeś na scenie i skomponowałeś pierwszy program?

– Całe moje poważne podejście do tej twórczości zaczęło się od kontaktu z Włodzimierzem Wysockim w 1974 roku, kiedy był on w Polsce. Byłem na jego prywatnym koncercie i zafascynował mnie – tak jak wielu innych. Zacząłem go naśladować, również głosowo (a że przechodziłem jeszcze mutację, to miałem z tym poważne kłopoty), po czym napisałem swoją wersję „Obławy”, według jego „Obławy na młode wilki”. I to była w zasadzie pierwsza moja poważna piosenka.
Tu muszę znowu wrócić do rodziny – bardzo tam dbano o to, bym nie prezentował na zewnątrz, jako początkujący piosenkarz czegoś, co jeszcze nie ma gotowego kształtu artystycznego. Pamiętam do dzisiaj słowa ojca: „… jaką satysfakcję może sprawić ci określenie: no, jak na młodego, początkującego, to dobrze; to nie jest żadna satysfakcja, to musi być po prostu d o b r e !, czy ty jesteś młody początkujacy, czy stary kończący, liczy się kształt ostateczny, a nie jakieś usprawiedliwienia”. Kiedy po spotkaniu z Wysockim napisałem kilka piosenek, które najbliżsi uznali za dobre, tzn. za pewną gotową propozycję artystyczną („Obława”, „Przedszkole”, „Przybycie Tytanów”, „Starzy ludzie w autobusie”), wówczas zupełnie przypadkiem babcia przeczytała ogłoszenie w prasie, że są eliminacje do konkursu piosenki studenckiej i zasugerowała, żebym wziął w nich udział (przez swą miłość do mnie – chciała, by ludzie zobaczyli co z jej wnuka wyrosło). Wystąpiłem razem z moim kolegą z podwórka Piotrkiem Gierakiem i okazało się, że wygraliśmy te eliminacje. W 1977 roku pojechaliśmy do Krakowa – ja miałem 20 lat, Piotr 19 – i wygraliśmy ten festiwal.
Zwyczajem drugiej połowy lat 70-tych, ludzie zauważeni w Krakowie, laureaci, mieli jakby gotową półprofesjonalną trasę przed sobą – po klubach studenckich w całej Polsce. I my, zupełnie psychicznie nie gotowi, nieśmiali – zaczęliśmy jeździć na te koncerty. Pamiętam, że zarabialiśmy wtedy 50 zł za występ, co było dla nas wielką sumą. Przy klubie Politechniki Warszawskiej „Remont”, gdzie było kilku bardzo utalentowanych i wspaniałych ludzi, zajmujących się kabaretem, piosenką i poezją śpiewaną. W obronie własnych interesów założyliśmy grupę „Piosenkariat”, która nie była kabaretem sensu stricte, tylko grupą artystów. Po prostu łatwiej było się obronić, stworzyć program, który się potem proponowało klubom studenckim w całej Polsce. Tam poznałem, choć jeszcze wtedy z nim nie pracowałem, Przemka Gintrowskiego (który grał na pianinie wspaniałe patetyczne pieśni) i Zbyszka Łapińskiego, pianistę, który akompaniował wszystkim, wszystko. To człowiek, który miał w rękach całą partyturę, gdy np. chodziło o zagranie „Wlazł kotek na płotek” w stylistyce jazzowej czy symfonicznej. I tak jeździliśmy przez rok czy dwa. W międzyczasie wygrałem kolejny festiwal krakowski i zacząłem się czuć nieco jako ten młody, najzdolniejszy. W związku z tym rodziły się między nami pewne konflikty i bodajże w końcu 1978 rozstaliśmy się – zacząłem śpiewać sam. W ’79 Pietrzak zaproponował mi uczestnictwo w kabarecie „Pod Egidą” (miał zwyczaj wprowadzać młodych, wcześniej śpiewał u niego Janek Wołek) i tam śpiewałem jakiś czas sam. W tym samym roku Przemek Gintrowski, Zbyszek Łapiński i ja wpadliśmy na pomysł, żeby stworzyć wspólną grupę. Zawsze traktowałem swoje piosenki bardzo poważnie i uważałem, że chodzi nie tylko o występ estradowy, ale też o pewien przekaz – emocjonalny i intelektualny. Wymyśliliśmy, żeby stworzyć formę pewnego oratorium, złożonego z piosenek, nawet luźno ze sobą związanych treścią, ale z pewną wspólną myślą. Akurat powstał wtedy w Warszawie, efemeryczny, jak się później okazało, teatr „Na rozdrożu”, prowadzony przez Marcina Idzińskiego (obecnie spiker RWE) i dla teatru przygotowaliśmy nasz pierwszy wspólny spektakl. Włączyliśmy tam to, co mieliśmy najlepszego. Najróżniejsze piosenki: od mojej: „Ze sceny”, poprzez „Krajobraz po uczcie”, „Casanowa-Fellini”, piosenki Przemka, teksty Herberta „Mur”, „Cesarz”, „Kraj”, moje „Źródło”, aż do tytułowych „Murów”.

"Przekaz" nr 1, IV 1987r.

fragment ukazal się w śpiewniku „Mury”, Pomaton, 1990r., s. 32-33.

Nadesłał:
Przepisał: Zeratul