Rozmowa z Przemysławem GINTROWSKIM, Jackiem KACZMARSKIM i Zbigniewem ŁAPIŃSKIM

– Wasz poprzedni wspólny program powstał w 1981. Od tego czasu minęło jedenaście lat; mieszkaliście w różnych krajach, żyliście w odmiennych systemach, mieliście przez ten czas całkiem inne doświadczenia życiowe. Jak to się stało, że znów zdecydowaliście się pracować razem? Czy to tylko sentyment, czy coś więcej?

Kaczmarski: – W moim przypadku sentymenty odgrywają najmniejszą rolę. Pierwsza po długiej przerwie trasa po Polsce, jaką odbyliśmy – we dwóch ze Zbyszkiem – dwa lata temu, była dla mnie tak wyczerpująca fizycznie i nerwowo, że byłem bliski podjęcia decyzji o rezygnacji z dalszych koncertów. Później pojawiła się presja ze strony nowego pokolenia słuchaczy, którzy zarówno chcieli zobaczyć nas „na żywo”, jak i posłuchać naszych starych piosenek profesjonalnie nagranych.
Dlatego rok temu przedstawiliśmy we trzech cykl koncertów, na które złożyły się nasze dawne utwory. Dokonaliśmy też przy okazji nagrań, które – realizowane podczas koncertów – mają zupełnie inną atmosferę. Okazało się, że możemy znowu pracować razem: każdy z nas rozwinął się artystycznie, jesteśmy bardziej dojrzali emocjonalnie. Jeszcze pod wpływem doświadczeń z tej trasy przystąpiliśmy – każdy z osobna – do pracy nad nowym programem. Ukończyliśmy go, z wyjątkiem kilku piosenek, na początku roku.

– Fakt, że potraficie pracować razem, to trochę zbyt błahy powód, by tworzyć wspólny program. Czy jest coś takiego, co chcielibyście przekazać właśnie jako waszą wspólną wypowiedź?

Kaczmarski: – To chęć obrony podstawowych dla ludzkiego życia wartości, takich, które nie powinny być relatywizowane ze względów politycznych.

Akurat jeśli idzie o poglądy polityczne, wiele nas różni. Podczas wyborów prezydenckich Przemek był zwolennikiem Wałęsy, choć szybko się rozczarował, ja – Mazowieckiego. Przemek podpisał w czerwcu list w obronie idei lustracji, ja patrzę na ten problem inaczej.

Gintrowski: – W naszych utworach możemy jednak mówić o tym, co wspólne i bardziej istotne od doraźnych kwestii politycznych. Lubimy razem pracować. Każdy z nas ma własny, odrębny świat zawodowy i artystyczny: Jacek – pracę w Radiu Wolna Europa, Zbyszek – swoje plany kompozytorskie, ja przygotowuję utwór symfoniczny z okazji 50. rocznicy powstania w warszawskim getcie. Jednak to, co robimy wspólnie, tworzy dla nas jakąś nową jakość.

– Mówicie o podstawowych wartościach egzystencjalnych. To trochę nazbyt ogólne pojęcie.

Kaczmarski: – Przede wszystkim chodzi nam o obronę indywidualności i tożsamości człowieka przed ingerencją z zewnątrz, ingerencją polityczną i społeczną. Gdy śpiewaliśmy o konfliktach społecznych i moralnych doby komunizmu, nasi słuchacze byli w sytuacji w pewnym sensie komfortowej. Podziały były proste, można było utożsamić się z represjonowanymi i zniewolonymi. Obecnie, po latach komunistycznego stłamszenia świadomości, obowiązek bycia wolnym wcale nie jest oczywisty.

Łapiński: – Wolność, tak jak ją rozumiemy, jest obowiązkiem, łączy się z poczuciem odpowiedzialności za siebie i za wszystko, co nas otacza.

Kaczmarski: – Nieprzypadkowo w PRL tak popularne było hasło Norwida „Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek”. Wyjęte z kontekstu pozwalało zapominać o tym, że ojczyzna to każdy z nas z osobna, ojczyzna to wielki obowiązek każdego z nas – bycia sobą na własny sposób. Śpiewamy o tym wprost w piosence „Ja”.

– Tak rozumiana wolność zakłada absolutną, może nawet utopijną tolerancję w stosunkach międzyludzkich.

Kaczmarski: – Nie tylko każde ugrupowanie polityczne, ale każdy człowiek ma nieco inny pogląd na podstawowe kwestie polityczne i społeczne. I każdy z tych poglądów ma prawo do obecności w życiu społecznym. To fundament demokracji i wolności.
Jeśli ktoś chce, żeby jego pogląd uzyskał sankcję ustawową, wcale nie podwyższa, ale obniża jego rangę. Tak jak Kościół, który – domagając się ustawowych gwarancji obecności „chrześcijańskich wartości” w środkach masowego przekazu – tym samym relatywizował te wartości. Bo przecież prawda ustawowa jest bardziej względna od prawdy objawionej.

Gintrowski: – Nasz nowy program w całości opowiada o wolności postrzeganej w rozmaity sposób, w zależności od punktu widzenia. Z punktu widzenia bogacza i żebraka, artysty i żołnierza („Koniec wojny 30-letniej”). Z punktu widzenia zwyczajnych ludzi i tych, którzy kształtują historię („Marcin Luter”).

Kaczmarski: – Nie chcemy w tym programie przedstawiać słuchaczom jakiejś jednej formuły wolności, lecz uzmysłowić cały wachlarz sposobów, w jaki wolność można rozumieć.

– Jeśli zatem nie przesłanie, to co jest elementem łączącym poszczególne fragmenty „Wojny Postu z Karnawałem” w jednolitą całość artystyczną?

Łapiński: – Muzyka, brzmienie, dramaturgia. Te piosenki nie są cyklem wykładów o jednoznacznym przesłaniu, lecz zbiorem osobistych wypowiedzi, mówiących o problemach nas samych i innych ludzi. To obrazy, wrażenia, opowieści. Liczba ich możliwych odczytań jest ogromna. Zresztą pierwszy odbiór, taki, jaki ma miejsce, gdy ktoś przychodzi na koncert, z natury rzeczy nie jest pełny. Ludzie odbierają wrażenia, emocje, to, co danego dnia najbardziej odnosi się do ich spraw.

– Czy fakt, że wasza twórczość kojarzona jest z nurtem obywatelskim, nie stanowi – z punktu widzenia oczekiwań dzisiejszego odbiorcy – obciążenia?

Kaczmarski: – Niedawno napisałem dla RWE krótki tekst o artystach, którzy po zakończeniu stanu wojennego są nieszczęśliwi, ponieważ poczuli się niepotrzebni. Uważam, że stan wojenny trwa – dla każdego – przez całe życie, od narodzin do śmierci. Zawsze istnieją nowe wyzwania, zawsze jest konieczność wyboru: pomiędzy aktywnością i biernością, buntem i posłuszeństwem, myśleniem i jedzeniem. I dlatego kiedyś śpiewaliśmy o niewoli, teraz – o tym, co zrobić z wolnością.
Ostatnio ukazała się moja kaseta „Bankiet” zawierająca piosenki biesiadne. Pisałem je w latach 80.; były dla mnie odtrutką od tematyki patriotyczno-martyrologicznej. Ale czasem szkoda czasu na relaks, gdy dookoła tyle się dzieje.

Gintrowski: – Był czas, że dla artystów najważniejszy był udział we wspólnym froncie obrony praw obywatelskich. Teraz istotniejszy jest front samoobrony artystów. Obrony przed schamieniem kultury, piractwem, upadkiem oświaty, agresją i zanikiem więzi międzyludzkich. W tym kontekście nasza obecna twórczość ma charakter dydaktyczny: podstępnie namawia do ciekawości świata.

Kaczmarski: – Agresja, która nas otacza, płynie z niewiedzy i lęku. Jest taka anegdota o szczepie afrykańskim, który reagował agresją na wyciągniętą rękę, ponieważ nie rozumiał sensu tego gestu. Tak samo my tutaj, w zmieniającej się Europie, reagujemy na nie znaną, nową rzeczywistość, która pozbawia nas poczucia bezpieczeństwa.

– Kto jest obecnie odbiorcą waszych piosenek? Pokoleniowi kombatanci czy ludzie młodzi?

Kaczmarski – W 70 procentach młodzież. W sierpniu brałem udział w antypirackim koncercie na Agrykoli, gdzie ci sami ludzie, którzy żywiołowo reagowali na rytm heavy metalu, znali na pamięć teksty moich piosenek, i to wcale nie tych najbardziej popularnych. Okazuje się, że oni mają bardzo różne potrzeby estetyczne, które się nie wykluczają.

Łapiński: – Młodość to okres ogromnej chłonności, wielkich i zróżnicowanych potrzeb poznawczych. Ludzie dojrzali – a dojrzałość zaczyna się, gdy stajemy się odpowiedzialni za innych, nie tylko za siebie – na ogół w pewnym momencie dokonują wyboru jakichś wartości przeciwko innym. Często wybierają wartości materialne lub święty spokój. Nasze utwory mogą im zburzyć świat, który uznali za swój. Sprowokować do postawienia sobie niewygodnych pytań, które zwykle się odrzuca.

Piotr Bratkowski
"Gazeta Wyborcza" (Warszawa) nr 258, 02 XI 1992r., s. 12.