RADIO POLONIA: W Wielką Sobotę zmarł po długiej i ciężkiej chorobie poeta i pieśniarz Jacek Kaczmarski. A w naszym studiu pani Natalia Woroszylska, szefowa Redakcji Rosyjskiej Radia Polonia, która osobiście poznała Jacka Kaczmarskiego i miała okazję rozmowy z pieśniarzem. Proszę nam opowiedzieć o tym spotkaniu z niezwykłym poetą, bardem Solidarności, jak często mówiło się o Jacku Kaczmarskim.

NATALIA WOROSZYLSKA: Moje spotkanie ostatnie, dłuższe spotkanie, miało miejsce kilka lat temu, kiedy już pracowałam w Radiu Polonia. Natomiast znaliśmy się z Jackiem od czasów studenckich. Nigdy nie byliśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi, ale obracaliśmy się mniej więcej w podobnych kręgach i gdzieś tam zawsze się o siebie obijaliśmy. I w wielu miejscach, gdzie pracowałam, ja z tej swojej znajomości korzystałam, także skorzystałam, kiedy rozpoczynałam pracę tutaj i umówiłam się z nim na rozmowę, w której chciałam, żeby on sam opowiedział o swojej drodze twórczej. A ponieważ szykowałam te rozmowy dla słuchaczy rosyjskich, to bardzo mi zależało na tym, żeby opowiedzieć wszystko od początku i wymyśliłam sobie, że kluczem do tej rozmowy będą różne koncerty, na których bądź sama byłam, bądź o których słyszałam. I ponieważ te koncerty były gdzieś tam od samego początku naszej znajomości aż po ostatnie lata, więc siłą rzeczy opowieść o kolejnych naszych spotkaniach czy koncertach, na których byłam, ułożyła się później w opowieść o samym Kaczmarskim i o naszej historii. I pierwszy z tych koncertów to był koncert, o którym ja słyszałam – jeszcze wtedy go nie znałam, usłyszałam od moich rodziców, że jest taki młody człowiek, chyba jeszcze uczeń wtedy. Jacek Kaczmarski był synem znanych plastyków i zdarzało się, że właśnie jego rodzice zapraszali grono swoich znajomych i tam Jacek stawiał pierwsze kroki. I od tego zaczęłam z nim rozmowę.

RADIO POLONIA: Czyli pierwszy koncert Jacka Kaczmarskiego. Posłuchajmy poety.

JACEK KACZMARSKI: To był chyba w ogóle jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy mój publiczny koncert, to znaczy koncert domowy, w domu prywatnym na Żoliborzu, gdzie moi rodzice zdecydowali się mnie przedstawić swoim przyjaciołom i znajomym. Ja pisałem wtedy teksty piosenek, a ojciec uważał, że jak na kilkunastoletniego człowieka one są niezłe, ale powinny być jakby dobre bez warunków mojego wieku i wykształcenia. I wtedy śpiewałem kilka swoich młodzieńczych piosenek, kilka takich swobodnych tłumaczeń, swoich ulubionych bardów balladzistów, wśród których na pierwszym miejscu był wówczas Okudżawa, był Bob Dylan, był Brasens. Takie typowe młodzieńcze śpiewanie domowe.

NATALIA WOROSZYLSKA: W tym nagraniu słychać w tle rozmaite dźwięki, myśmy się wtedy umówili w kawiarni Rozdroże. To była jedna z moich pierwszych prac dziennikarskich. Ręce mi się trzęsły, baterie w magnetofonie nie chciały działać, no ale jakoś się w końcu zaczęło. Jacek zresztą bardzo spokojnie znosił te wszystkie moje niepowodzenia z magnetofonem. Drugi koncert, o który go zapytałam, to był pierwszym, w którym ja uczestniczyłam, to był rok 79. Posłuchajmy fragmentu mojego nagrania.

JACEK KACZMARSKI: To już był czas burzy i naporu. Wówczas działałem na kilku frontach, bo po festiwalach piosenki studenckiej, które były taką próbą kanalizowania twórczości studenckiej, to jest stworzenia tego wentylu dla twórczej energii młodych ludzi, śpiewałem po klubach studenckich, których wówczas w Polsce było bardzo dużo. Każdy akademik miał swój klub. Występowałem w oficjalnym jak najbardziej kabarecie Pod Egidą Jana Pietrzaka, równocześnie od 77 roku w środowiskach opozycyjnych, tzw. Salonach opozycji. Ty chyba byłaś na takim opozycyjnym koncercie.

RADIO POLONIA: Jacek Kaczmarski pozostanie w naszej pamięci przede wszystkim właśnie jako bard Solidarności, poeta Solidarności. Był takim głosem pokolenia opozycji demokratycznej. A zatem czas Solidarności i czas stanu wojennego był w jego życiu czasem niezwykle dramatycznym, a także niezwykle ważnym.

NATALIA WOROSZYLSKA: Tak, i o tym on też opowiada później, na fali tego bardzo bujnego wówczas życia artystycznego. Znalazł się za granicą, a jak to się dalej potoczyło – jest w nagraniu.

JACEK KACZMARSKI: Okazało się w 80-tym roku, po wybuchu Solidarności, że te piosenki prawie wszędzie są znane, tylko nie wiadomo skąd. Każdy właśnie miał tam tę taśmę, przegrywaną z taśmy, przegrywaną z taśmy. I myśmy z Przemkiem Gintrowskim i Zbyszkiem Łapińskim grali w całej Polsce, czasem po 4 – 5 koncertów dziennie. Na strajkach, na protestach, na wiecach, na normalnych koncertach w domach kultury. Pamiętam taką trasę koncertową, zimą w 81 roku w rzeszowskim, gdzie z koncertu na koncert przewożono mnie saniami, bo nie można było przejechać samochodem. To był taki okres niesienia – nie wiem – nadziei ludziom protestującym przeciwko systemowi, albo po prostu uznającym, że ten protest im dodaje godności, przywraca godność ludzką. I to się stało bezpośrednim powodem mojego znalezienia się na Zachodzie, bo staliśmy się z Przemkiem i Zbyszkiem nieoficjalnymi właśnie bardami Solidarności i jako tacy zostali zaproszeni do Francji, tuż przed stanem wojennym. Zagraliśmy tam kilka koncertów, okazało się, jako przedstawiciele tej kultury solidarnościowej. Potem się okazało, że zapotrzebowanie na koncerty jest znacznie większe. Przemek ze Zbyszkiem wrócili do Polski poprzesuwać terminy. Mieli być 5 grudnia z Haliną Mikołajską z powrotem w Paryżu, już nie dostali paszportów. A ja tam zostałem. I znowu jako jeden z kilku oficjalnych przedstawicieli Solidarności we Francji w jakichś naturalny sposób wszedłem w skład Komitetu solidarności z Solidarnością. Przez parę miesięcy jeździłem po Francji z odczytami na temat Solidarności, musząc się często gęsto tłumaczyć, ponieważ organizatorami przeważnie były lewicowe związki zawodowe, musiałem się tłumaczyć jak to jest, że robotnicy występują pod znakiem krzyża.

RADIO POLONIA: I potem Jacek Kaczmarski znalazł się w Radiu Wolna Europa.

JACEK KACZMARSKI: I stamtąd po dwóch czy trzech latach takich wędrówek po świecie znowu w naturalny sposób wylądowałem w Wolnej Europie. Z tego, co wiem, Jerzy Giedroyć polecił mnie Zdzisławowi Najderowi jako człowieka, który by się przydał Wolnej Europie, ponieważ jest znany w Polsce w środowisku młodzieżowych słuchaczy i w ten sposób odmłodzi i język i kontakt rozgłośni z krajem.

NATALIA WOROSZYLSKA: Kiedy Kaczmarski przyjechał do Polski jakieś chyba 9 czy 10 lat od swojego wyjazdu po raz pierwszy na dużą trasę koncertową, wtedy miałam okazję zaprosić go do szkoły, gdzie pracowałam i było dla mnie wielkim zaskoczeniem, że w międzyczasie pojawiło się nowe pokolenie, które w zasadzie nie mogło go znać wcześniej, tymczasem znało go świetnie.

JACEK KACZMARSKI: Tak, dla mnie to był też kolosalny szok. Bo jednak wyjeżdżałem, mimo tej aktywności w okresie pierwszej Solidarności 80-81 wyjeżdżałem jako piosenkarz studencki. I znany byłem wśród studentów, a jeśli wśród robotników czy ludzi związanych z opozycją to z kilku takich sztandarowych piosenek. Dzięki tym 10-ciu latom pracy w Wolnej Europie wszyscy jeśli nie słyszeli tych piosenek, to przynajmniej kojarzyli mnie z piosenkami. Takim największym szokiem dla mnie był koncert dla kadry podoficerskiej jednostek nadwiślańskich, kiedy na sali było – nie wiem – 300 poruczników czy podporuczników i po zakończonym koncercie ktoś mnie poprosił o bis, o piosenkę „Manewry”. Powiedziałem, że nie pamiętam, nie mam ściągawek i się wyciągnęło ku mnie kilkadziesiąt rąk z tekstem tego utworu, wydrukowanym na powielaczu.

RADIO POLONIA: Twórczość Jacka Kaczmarskiego porównywano tutaj w Polsce z życiem i twórczością Włodzimierza Wysockiego.

NATALIA WOROSZYLSKA: Na pewno znał dobrze ich twórczość i znał wielu Rosjan, o czym też później opowiadał. Natomiast z całą pewnością twórczość rosyjskich bardów była dla niego bardzo ważna i o to go też pytałam.

JACEK KACZMARSKI: Przez parę lat i naśladowałem jego manierę wykonawczą, i czerpałem pełnymi garściami z jego twórczości. Bo tłumaczeń było stosunkowo mało. Natomiast takich wolnych adaptacji jego wątków bardzo dużo. A także w ogóle sposób widzenia świata Wysockiego był mi bardzo bliski, czy przejąłem go przez kilka lat na tym opierając swoją twórczość? Ja go poznałem w 74 roku, piosenki znałem wcześniej, ale co najmniej 5 lat byłem jego uczniem – tak by to można nazwać – dopóki nie wypracowałem swojej własnej formuły. Ja bardzo lubię słuchać Galicza. Natomiast z wiekiem Okudżawa, który wydawał mi się kiedyś właśnie taki za łagodny, za mało konkretny, przede wszystkim sentymentalny, z wiekiem staje się coraz ważniejszy. Może to jest właśnie kwestia pokoleniowa, że człowiek musi dojrzeć do pewnych form wyrazu, do pewnego sposobu obrazowania. I zaczyna się rozumieć, że Okudżawa, podobnie jak w jego ostatniej książce wspomnieniowej, traktował życie właśnie jako jedno pasmo znikania różnych kolejnych światów i żalu za tymi znikającymi światami. Każdy człowiek dochodzi chyba do tego w którymś momencie życia i zaczyna się nad tym zastanawiać. I przez to Okudżawa się stał bliższy.

RADIO POLONIA: Jacek Kaczmarski na pani zaproszenie odwiedził także Moskwę, koncertował w Moskwie.

NATALIA WOROSZYLSKA: Ja pracowałam wówczas w Instytucie Polskim w Moskwie i zaprosiłam go na koncert. Miałam też okazję uczestniczyć w spotkaniu Jacka w Radiu Echa Moskwy, gdzie znaleźli się również ludzie, którzy go znali. Natomiast w czasie tego koncertu w Instytucie tak się złożyło, że w tym samym czasie przebywała w Moskwie znana rosyjska poetka, dysydentka emigrantka Natalia Gorbaniewska i nawet wystąpiła na tym koncercie z wierszem Jacka w swoim tłumaczeniu. Jakoś to się bardzo dobrze złożyło i poprosiłam go żeby opowiedział o swoich kontaktach z Rosjanami.

JACEK KACZMARSKI: Tu musiałbym pogrzebać w notatkach, bo to było dawno. Ale rzeczywiście z Natalią Gorbaniewską i w ogóle środowiskiem emigracji rosyjskiej, emigracji w Paryżu miałem silny kontakt zaraz po 81 roku, no bo siłą rzeczy staliśmy się braćmi w nieszczęściu. To były związki przynajmniej z mojej strony, przynajmniej, towarzyskie. Siedziało się z przywódcą, razem się rozpaczało albo razem się pisało wiersze, albo się nawzajem tłumaczyło.

NATALIA WOROSZYLSKA: Ta rozmowa odbywała się w czasie pierwszego przyjazdu Jacka, już mieszkającego wówczas w Australii, więc rzecz jasna pytałam go też o Australię.

JACEK KACZMARSKI: Po pierwszym pobycie w Australii postanowiłem, że tam będę mieszkał, ze względu na wiele rzeczy. Przede wszystkim na przestrzenie, na niewielką ilość ludzi, na spokój, na taką świetlistość powietrza, na mnóstwo rzeczy. Wielokrotnie jestem pytany czy mój wyjazd do Australii był ucieczką od tej nowej Polski, od III Rzeczpospolitej, która mnie rozczarowała. I tłumaczę, że nie, że ten pomysł powstał w 87 roku po pierwszym moim pobycie w Australii i to była ucieczka od wolnej Europy. I wolnej Europy jako instytucji, i wolnej Europy jako pojęcia geograficzno-etnicznego. Po prostu zobaczyłem kraj, który naprawdę nie ma tego tygla kotłującego się, tygla emocji, agresji i niemożności. Ja mam głębokie przekonanie, że istnieje jakiś kryzys cywilizacyjny, zresztą nie tylko w Europie, w Stanach na pewno też, który jeszcze do Australii nie dotarł i szalenie mi się to spodobało. Ten spokój, ten dystans. Tak, że już wtedy wiedziałem, że na pewno tak będzie. Były problemy, wtedy zresztą miałem interesujące propozycje wykładania w Sydney slawistyki czyli pozostania jakby w kręgu kultury europejskiej, ale na terenie australijskim. Ale moja ówczesna żona nie zgodziła się na wyjazd do Australii. W związku z tym zmieniłem żonę, która jak najbardziej zgodziła się, bo też chciała z wolnej Europy – w obu znaczeniach tego słowa – wyjechać, szukać spokoju i ciszy. (opr. ep)

20.04.2004

Radio Polonia