W wielką Sobotę zmarł po długiej strasznej chorobie w wieku 47 lat poeta i pieśniarz Jacek Kaczmarski Byt to lipiec 1983, dzień ciepły i radosny dla więźniów Mokotowa. Ogłoszono amnestię. Choć należałem do tych licznych, których amnestia nie objęła, cieszyłem się ze wszystkimi. Zza okratowanego okna dobiegł mnie śpiew dziewczyny wnet pochwycony przez innych: „Wyrwij murom zęby krat…”. Te słowa ballady Jacka Kaczmarskiego były dla nas. więźniów politycznych Mokotowa, deklaracją niezgody na zniewolenie i znakiem radości. Czuliśmy, że zerwiemy kajdany i połamiemy bat: wierzyliśmy, że mury runą.
„…on dodawał im pieśnią sił,
śpiewał, że blisko już świt…”

Jacek Kaczmarski był poetą i bardem, który stał się głosem może najważniejszym z pokolenia opozycji demokratycznej. Jego ballady śpiewano w podziemiu, więzieniu, na wygnaniu. Jacek był tez emblematem podziemnej „Solidarności” w jej najbardziej szlachetnym, demokratycznym, humanistycznym i tolerancyjnym wcieleniu. Znajomość ballad Jacka była rodzajem tajemnego kodu porozumiewawczego dla dziewczyn i chłopców z podziemia, była też źródłem siły i nadziei.

Poznałem Jacka w epoce KOR-u, widywałem w epoce „solidarnościowego” karnawału, czytałem i słuchałem z kaset w epoce stanu wojennego. Potem widywaliśmy się nieczęsto, ale zawsze były to rozmowy intensywne, szczere. Zapamiętałem dobrze Jego wiersz o karierze Nikodema Dyzmy z jesieni 1990 r. – ten wiersz ilustrował stosunek Jacka do dylematów i wyzwań nowych czasów. Był to wiersz gorzki i proroczy.

Na łamach „Gazety” opublikował Jacek pasjonujący esej o rosyjskich poetach- bardach protestu: Okudżawie, Galiczu, Wysockim. Miał w sobie Jacek coś z Włodzimierza Wysockiego – z jego niezwykłości, pasji życia, żarliwości. Dość przeczytać słynną „Obławę”, by rozpoznać te powinowactwa z wyboru.

Ostatni raz rozmawialiśmy dłużej, gdy wybuchła sprawa Rywina i rozpoczęły się jadowite ataki na „Gazetę”. Jacek, bardzo już chory, zatelefonował i powiedział: „Adam, pamiętajcie, że jestem z wami i po waszej stronie. Gdyby trzeba było – dysponuj moim nazwiskiem”, l jeszcze powtórzył: – Pamiętaj. Będziemy zawsze o tym pamiętali, Jacku.
Jacek był przyjacielem „Gazety Wyborczej”. Zaszczycał nas obecnością na naszych kolejnych rocznicach. To strasznie gorzkie, że nie będzie go z nami w czasie naszego 15-lecia.

Adam Michnik