„Był twardy w dziwny sposób – z choroby próbował leczyć się sam, ziołami. Zawsze uważałem, że powinien był poddać się ostrej, inwazyjnej medycynie. Zgodzić się na operację” – powiedział PAP przyjaciel zmarłego w sobotę Jacka Kaczmarskiego, muzyk, były szef „Perfectu” – Zbigniew Hołdys.
Zdaniem Hołdysa, większość znajomych i przyjaciół Kaczmarskiego uważała, że „jest jakiś powód, dla którego on się nie chce poddać restrykcyjnej medycynie, tylko uprawia ziołolecznictwo”.
„Operacja prawdopodobnie spowodowałaby jakieś konsekwencje, np. utratę głosu, ale uratowałaby mu życie” – powiedział. Dodał, że – według jego wiedzy – operacja, której poddał się w Innsbrucku polegała na założeniu rurki tracheotomijnej, a nie na wycięciu nowotworu. Zdaniem Hołdysa, Kaczmarski nie mógł się pogodzić właśnie z myślą o całkowitej utracie głosu, bo uważał, że „bez niego nie byłby integralną osobą”.
„Nie znam prawdziwych przyczyn, dla których podjął taką decyzję. To był jego wybór i trzeba to uszanować, ale my – jego przyjaciele, mamy jednak do niego lekką pretensję o to, że nie poddał się operacji” – powiedział Hołdys.
Zbigniew Hołdys
(PAP)
Zabieg nie polegał tylko na założeniu rurki tracheotomijnej! (przypis A. Nogaj i A.Grazi).