Jacek był pełen życia, był pewien, że z tego wyjdzie, miał bardzo twardy charakter – powiedział w niedzielę PAP były działacz „Solidarności” Bogdan Borusewicz, jeden z przyjaciół zmarłego w sobotę w Gdańsku artysty Jacka Kaczmarskiego.

Borusewicz przyznał, że był zaprzyjaźniony z Kaczmarskim, który od trzech lat mieszkał w gdańskiej dzielnicy Osowa. Ich domy położone są niedaleko siebie.

„Ja w zasadzie byłem przy tej śmierci. Rano w sobotę jego rodzina zadzwoniła do mnie, że Jacek trafił w nocy do szpitala. Zmarł przy najbliższych o godz. 18.30. Ja przyjechałem do szpitala godzinę później” – wyjaśnił.

Dodał, że choroba Kaczmarskiego w ciągu ostatniego miesiąca zaczęła się nasilać i praktycznie co tydzień przechodził on transfuzję krwi.

„Ta choroba w ciągu ostatniego miesiąca zaczęła robić postępy, choć Jacek był bardzo odporny psychicznie. Dzięki temu był w stanie normalnie funkcjonować. Miał wprawdzie problemy z mówieniem, ale pisał, przyjmował gości. Jeszcze w ubiegłym tygodniu byłem u niego na spotkaniu koleżeńskim” – opowiedział Borusewicz.

Jeden z głównych organizatorów strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku dodał, że zanim Kaczmarski przeprowadził się do Gdańska, znał go tylko ze słyszenia.

„Jak tutaj przyjechał i zapuścił korzenie, to tak się zdarzyło, że zaprosił mnie na Sylwestra do swego domu nad jeziorem. Moja żona (Alina Pienkowska, zmarła na raka jesienią 2002 roku-PAP), też w tym czasie zachorowała. I tak się wspieraliśmy nawzajem. On wspierał nas mimo tej swojej choroby i te dwa lata, to jest jednak coś, co dostał od Stwórcy i co zresztą wykorzystał” – zaznaczył Borusewicz.

Podkreślił, że twórczość Kaczmarskiego podtrzymywała na duchu działaczy ówczesnej opozycji.

„To były pieśni wolności. Słuchałem go i z radia Wolna Europa i z kaset. Nam się wszystkim wydawało wtedy, że go doskonale znamy” – wspomniał Borusewicz.

Były działacz „Solidarności” wyjaśnił, że cenił też późniejsze dokonania artystyczne Kaczmarskiego.

„On przestał już być takim bardem politycznym, a pisał i śpiewał zupełnie innego typu piosenki. I to mi się podobało u niego, że po prostu nie zatrzymał się na czymś jednym. Chętnie chodziłem na jego koncerty, zupełnie w innej poetyce było to wszystko. Z politycznego, walczącego barda stał się takim, który śpiewał refleksyjnie o miłości i przemijaniu życia. Przypomina mi się teraz jego strofka: A śpiewak także był sam” – dodał Borusewicz.

Bogdan Borusewicz

(PAP)