Wstrząsnęła mną wiadomość o śmierci Jacka Kaczmarskiego. Mniej co prawda kojarzę go z symbolem, a bardziej z człowiekiem, z którym współpracowałem w radiu, gdy siedzieliśmy drzwi w drzwi. Bywał u nas w domu, my u niego, graliśmy w piłkę nożną. Mieliśmy zatem także rodzinno-domowo-towarzyskie kontakty. Widziałem nie tylko, jak pracował i nagrywał, ale też jak przeżywał rozterki, czy wrócić do kraju. Pamiętam jego fascynację Australią, Nową Zelandią, jak bardzo chciał tam pojechać. Widziałem również jego kłopoty rodzinne, z których starał się jakoś wyjść.

Poglądami różniliśmy się nieco, bo on bliższy był środowisku KOR-owskiemu, ja solidarnościowemu, ale wówczas, w latach 80., tych różnic się nie odczuwało. Wtedy mieliśmy jednego wroga.

Przemysław Gintrowski stwierdził, że życie Jacek czerpał pełnymi garściami. Zgadzam się z tym i myślę, że może dlatego tak wcześnie zmarł. Może gdyby zechciał walczyć tylko o życie, a nie o życie i głos…

Stanisław Jałowiecki
były szef „S” na Opolszczyźnie, w stanie wojennym pracownik Radia Wolna Europa

"Gazeta Wyborcza" (wyd. opolskie) nr 87, 13 IV 2004r.