Środek ulicy: łapiesz mnie,
Uśmiech na wargi swe wywlekasz.
Witając jakoś jąkasz się,
Lękliwie na odpowiedź czekasz.

A wczoraj też widziałem cię,
Lecz byłeś taki zamyślony,
Że kiedy zobaczyłeś mnie –
Na drugą wnet przebiegłeś stronę.

Wiem że chcesz po tej stronie być
Co górą jest w konkretnej chwili,
Bo takim ludziom łatwiej żyć
I zawsze tacy ludzie żyli.

Lecz są ulicy strony dwie,
A przyjaźń widzi się w potrzebie.
Przedtem ty unikałeś mnie,
Dziś mogę ja unikać ciebie.

Wyciągasz rękę skruchę grasz,
Lecz drogą idziesz bardzo stromą.
Czy chcesz mi pomóc czy dać w twarz?
Czy może prosisz mnie o pomoc?

Nie! Jak przyjaciel witasz mnie!
Wybacz, to dla mnie coś nowego;
Więc byłem w błędzie biorąc cię
Za kogoś interesownego…

Obrażasz się… to słuszny gniew,
Lecz teraz się przede mną korzysz
Za dawne świnie, oraz te
Co jeszcze zdążysz mi podłożyć.

Wiesz, że nie złościsz wcale mnie?
Wiem, że im wyżej małpa włazi
Tym bardziej widać ogon jej,
No a ten ogon wszystkich razi.

Więc łapią zań i ciągną w dół.
Nie spoczną aż nie ściągną całkiem
I nikt nie będzie się tym truł,
Gdy kark przetrącą przy tym małpie.

Więc jedno dziś pociesza mnie,
Wstrzymuje w naszej konwersacji –
Że może, kiedy złamiesz mnie,
Znajdziesz się w mojej sytuacji.

I wtedy – tak jak teraz ja –
Zobaczysz wokół mój aniele
W każdym uśmiechu ostry hak…
Uśmiech ślą sami przyjaciele!

Jacek Kaczmarski
1975

Informacje dodatkowe

Inspiracja

brak

Jacek o

brak

Rękopis / Maszynopis

brak

Nuty

brak

Nagranie

brak