Latarnie połączone przewodami wzdłuż ulicy rzędem tkwią
A noce coraz częstsze i ciemniejsze za oknami i po bramach
Resztkami swoich bladych sił niektóre tylko z latarń dziś się tlą
Inne zgaszono albo z czasem zgasły same
Nic nie oświetla tego co wieczorem na ulicach dzieje się
Na rogu gdzie milicjant stoi jedna lampa świeci dla pozoru
Jedyne co rozjaśnia mrok to z suteryny nocne lampki dwie
I z wszystkich okien tępy blask telewizorów
Jaśnieją obce miasta światłem wziętym sponad naszych ciemnych głów
I wzrok kieruje się z ciemności tam gdzie widać wszystko jak na dłoni
A tu gdzie nic nie widać słychać z mroku serie poplątanych słów
I jedno przywidzenie drugie goni
Latarnie połączone przewodami wzdłuż ulicy rzędem tkwią
A noce coraz częstsze i ciemniejsze a wieczory też nie lepsze
Pijanym i pobitym mówią niepotrzebne latarń światła są
Tylko ich słupy żeby na nich się podeprzeć
Jacek Kaczmarski
1979
Informacje dodatkowe
Inspiracja
brak
Jacek o
Jacek – To przerobiony aforyzm, że statystyka dla polityków jest tym, czym latarnia dla pijaka, nie po to, żeby coś oświetlić, tylko po to, żeby się podeprzeć. To była druga połowa lat siedemdziesiątych, przerwy w dostawie prądu były częste, więc ulice były ciemne. Poza tym jak się szło nocą ulicą przez miasto, to ono miało upiorny wygląd, bo zza okien ten taki siny blask telewizorów, w znacznej mierze jeszcze czarno-białych, był jedynym oświetleniem, czyli nie oświetlał nic, a jeżeli oświetlał, to w sensie metaforycznym oświetlał kłamstwem, bo telewizor był utożsamiany z propagandą komunistyczną. Chodziło mi tu o taki obraz rzeczywistości, w której nie ma prawdziwego światła, nie ma prawdy i nie ma jasności.
Dziennikarka – I tylko przywidzenia się liczą. Wymierzałeś sprawiedliwość PRL…
Jacek – Bo te czasy, szczyt Gierka, kiedy nas wszystkich usiłowano zabawić za wszelką cenę, w telewizji chodziła muzyka łatwa, lekka i przyjemna, coś jak teraz w II programie TVP: biesiady, teleturnieje… bawcie się, jest w porządku, i w tej zabawie jest przemycana przemoc, jak w “Balladzie o wesołym miasteczku”- to miał być obraz w guście Felliniego, ale nie starczyło mi ani umiejętności poetyckich, ani muzycznych; jednak jakaś prawda tego czasu w tym brzmi, że pozostaje tylko śmiech, ale nie ten ozdrowieńczy, tylko śmiech z samego siebie, który unicestwia, bo nie można się wydostać z tych lampek, z tych sztucznych słońc.
Opracował: Lodbrok